4.29.2013

Nowe otoczenie cz33

Jagoda Lee- bardzo dziękuje.... bardzo się z tego cieszę... przyda mi się twoja opinia.... thx...
Marta Anonim- ja też chce tam być.... mam prośbę czy możesz dać kilka zdjęć na blogu.... byłabym wdzięczna bo mam pomysł co do Paryża... dzięki....

A teraz do notki:

*** perspektywa Kushiny***
- To co zaśpiewamy?- zapytała Jazz.
- A bo ja wiem?! Na pewno każda musi zaśpiewać jakąś zagraniczną. Ja już nawet mam. Polską. Ola: jej ostatni rok.
- Ty a pomożesz mi też jakąś Polską wybrać?
- Nie ma sprawy. Co powiesz na: Gosia Andrzejewicz: Zabierz mnie.
- Spoko tylko podaj mi tekst.
- Jasne to już ci wysyłam sms.- powiedziałam i zaczęłam pisać jej tekst. Po trzech minutach miała tekst.
- Dzięki. Ciekawy tekst. Masz może ją na telefonie?
- Ta. Chcesz posłuchać?
- No jasne un!
- Mówisz tak jak Dei.- zaśmiałam się.
- Taa. Zaraziłam się tym jego „ un”.- powiedziała z ironią.
- No dobrze moje panie. Jakie zagraniczne piosenki wybrałyście?- spytał Orochimaru.
- A może pan ich wysłucha i powie nam czy mogą być?
- Dobry pomysł panno Uzumaki. No to proszę mi je puścić.- posłusznie puściłam piosenkę Jazz. W trakcie słuchania było widać, że mu odpowiada. Gdy się skończyła włączyłam swoją. Prawie mu łzy poleciały!! A to nie było łatwe!- Zaśpiewajcie wasze utwory. Najpierw Jazz.
- Jasne. No to lećmy z tym koksem.- powiedziała do mnie. Włączyłam piosenkę-  Modlę się kroplami wspomnień, łez
Odkąd los zabrał mi Ciebie
Więcej nie ogrzeje mnie
Pełne ciepła twe spojrzenie

Zerwano życia nić
Została mi po Tobie pustka
Trudno mi bez Ciebie żyć
Jak słyszysz mnie to przyjdź

Ref.
Zabierz mnie stąd
Zabierz mnie do Siebie
Do Twoich rąk
Na bezpieczny ląd
Ląd

 Już na zawsze będziesz w sercu mym
Będziesz gwiazdą na mym niebie
Każda myśl i każdy szept
Wszystko przypomina Ciebie

Od zimna cała drżę
Ze łzami w oczach czekam na sen
Może w nim zobaczę Cię
Jak słyszysz mnie to przyjdź

Ref.
Zabierz mnie stąd
Zabierz mnie do Siebie
Do Twoich rąk
Na bezpieczny ląd 

Zabierz mnie stąd
Zabierz mnie do Siebie
Do Twoich rąk
Tam gdzie jest mój dom
Gdzie jest mój dom


Nie płacz ja przecież jestem tam gdzie Ty
W powiewie wiatru i mgły
Ja, żyję przy Tobie w codzienności tych dni
W każdym spojrzeniu chwil

Popłynę kiedyś z Tobą na drugi brzeg
Pokażę świat bez łez
Lecz, To jeszcze nie jest ten czas
To nie jest ten dzień
Więc śnij swym snem


Od teraz będzie łatwiej żyć, bo wiem
Że jesteś obok, jesteś blisko mnie

Od teraz będzie łatwiej żyć, bo wiem
Że jesteś blisko mnie.
- Brawo Jazz, a teraz twoja kolej Kushina.- powiedział Orochimaru.  Szukałam piosenki. Wzięłam głęboki , uspokajający wdech.
-
Prawdziwa miłość połączyła ich
Walczyli do końca, choć brakło sił
Ona nie chciała by każdego dnia
Musiał patrzeć jak upada tak
Pomyśl jaki to był dla nich ból
Wiedząc, że w końcu odejdzie znów
Wiedząc, że w końcu nadejdzie czas
że wezwie ją do góry, że odejdzie w dal...

1.
Noc ona sama siedzi znów,
Przypomina sobie chwile w których już
Nie przeżyje nigdy więcej drugi raz,
Za szybko ściga ją ten czas
Planowali, że przez życie razem będą iść
Lecz Bóg inaczej rozplanował ich
I nadchodzi dzień wizyty w którym dowie się,
Czy jej plany miały zmienić bieg
On cały dzień przy niej był
Wciąż ocierał jej łzy 
Gdy w końcu potwierdziło się,
że przez raka miała skrócić życie swe
Nie odstępował jej na krok 
Chciał być przy niej cały rok,
W którym tyle miało zmienić się
Już nigdy nie będzie tak samo nie...

Ref.
Prawdziwa miłość połączyła ich
Walczyli do końca, chociaż brakło sił
Ona nie chciała by każdego dnia
Musiał patrzeć jak upada tak
Pomyśl jaki to był dla nich ból
Wiedząc, że w końcu odejdzie znów
Wiedząc, że w końcu nadejdzie czas
że wezwie ją do góry, że odejdzie w dal...

2.
Dalej zegar bił, a poprawy brak
Jej ciało z dnia na dzień straciło blask
Mimo, że organizm walczył cały czas
Ona była jedną z najszczęśliwszych gwiazd
On całe dnie spędzał obok niej
Z zapartym tchem patrzył w oczy jej
Nieważne, że kończył jej się czas
Dopóki byli razem, mogli radę dać
Mijały dni, gorzej z nią
Zbliżamy się do końca choć...
Wie, że z życiem musi żegnać się
Odchodzi szczęśliwa, bo on przy niej jest 
Uczucie pomogło jej pokonać strach, walczyć tak
On pod koniec pocałował ją i 
szepnął do jej ucha: Zawsze razem, mimo to...

Ref.
Prawdziwa miłość połączyła ich
Walczyli do końca, chociaż brakło sił
Ona nie chciała by każdego dnia
Musiał patrzeć jak upada tak
Pomyśl jaki to dla nich ból
Wiedząc, że wkrótce odejdzie znów
Wiedząc, że w końcu nadejdzie czas
że wezwie ją do góry, że odejdzie w dal... 


Prawdziwa miłość połączyła ich
Walczyli do końca, choć brakło sił
Ona nie chciała by każdego dnia
Musiał patrzeć jak upada tak
Pomyśl jaki to był dla nich ból
Wiedząc, że w końcu odejdzie znów
Wiedząc, że w końcu nadejdzie czas
że wezwie ją do góry, że odejdzie w dal... 
Odejdzie w dal...


A oto teraz parę gifów: 




4.28.2013

Ostatni płomień wiru cz.49

Dzięki za 9000 wyświetleń!! Kocham was po prostu kocham!!! A teraz odpowiem na wasze komentarze z dwóch postów.
Post pierwszy:
Marta Anonim- z kąt biorę te zdjęcia.... po pierwsze sama szukam ich na google grafika pod różnymi formami nazwy z tą dwójką a po drugie jest blog na, którym złożyłam zamówienie na kilka ich fotek... jest w polecanych blogach pod nazwą ,, obrazki".... ja też bym się go słuchała po części, ale zauważ , że Kushina to Kushina i nic tego nie zmieni, nawet taki mąż jak Minato... dzięki za informacje...
Jagoda Lee- to wszystko dzięki tobie! Chwała ci! dziękuje i nawzajem... Czuje się zaszczycona tą nominacją... I bardzo za nią dziękuje...
Post drugi:
Shika i Marutemari- bardzo dziękuje... mogę znaleźć kilka z ShikaTema jak chcesz... to super, że coś nas łączy...
Jagoda Lee- oni też , ale zazwyczaj to dziadkowie... i kolejna osoba w klubie...
A teraz do notki:
Zamknęła je z powrotem. Odwróciła się do mnie i przytuliła do siebie. Znowu zaczęłam płakać. Po trzydziestu minutach , które dłużyły się w nieskończoność, ktoś znowu zapukał do drzwi. Nie chciałam prawie nikogo widzieć, oprócz Minato. Włączyłam wzrok lisa. Pod drzwiami stał Minato, Mikoto, moi uczniowie, jego uczniowie i… zamarłam gdy uświadomiłam sobie, że to była kuzynka Mikoto, która podkochiwała się w Minato! Z powrotem miałam swoje oczy. Minuki podeszła do drzwi i je otworzyła. Wyszła a na jej miejsce wszedł mój mąż. Nadal było trudno mi się do tego przyzwyczaić. Zamknął drzwi na klucz. Podszedł do mnie, uklęknął przede mną, położył dłonie na moich kolanach. Spojrzał mi w oczy.
- Przepraszam.
- Za…co?
- Za to, że zniszczyłem ci jeden z najważniejszych dni w twoim życiu.- powiedział pełnym gniewu głosem. Zsunęłam się z oparcia wanny i uklękłam obok niego. Przytuliłam się do niego i starałam się nie uronić ani jeden łzy.
- To nie twoja wina….- powiedziałam dalej płaczliwym głosem. Przytulił mnie do siebie, kilka łez spłynęło po moim policzku. Zauważył je i zniszczył je pocałunkami.
- Przepraszam… przepraszam… przepraszam…- mówił do mnie cały czas. Po trzech minutach podniósł mnie z ziemi , wziął na ręce i przeniósł do domu. Byliśmy w łazience. Zdjęłam z siebie suknie i umyłam twarz. Minato poszedł do sypialni i wrócił z moją piżamą. Po czym wyszedł z powrotem do pokoju. Przebrałam się ze smutkiem. To miał być taki piękny dzień… ale poszło wszystko na marne , przez nią! Dlaczego nie mogły przyjąć do siebie, że wybrał mnie?! Dlaczego?! Chciało mi się znowu płakać, ale nagle coś sobie uświadomiłam. Nie tylko mi ten dzień został zniszczony. Przez nie cierpiał też Minato! Miałam wielką ochotę je dorwać i wyrwać im duszę za to co mu zrobiły. Nagle znowu coś mi zaświtało. To jeszcze nie koniec tego dnia. Może być nadal piękny. Opanowałam się i wyszłam z łazienki. Minato leżał brzuchem na łóżku. Zaśmiałam się w myślach. Podeszłam do niego na palcach i skoczyłam z zaskoczenia na niego przewracając nas na podłogę. Zaśmiałam się na głos. Widziałam na jego twarzy szok. Dotknęłam koniuszkiem palca jego rozchylonej, dolnej wargi i zapłonęłam pożądaniem. Przybliżyłam się do niego i namiętnie pocałowałam zapominając o tym incydencie z tortem. Oderwał się ode mnie. Posłałam mu czarujący uśmiech, na który widziałam że przestał na chwilę oddychać.
- Co to za zmiana?- zapytał zdziwiony.
- Ten dzień jeszcze się nie skończył. I nie mam zamiaru go zmarnować przez ten incydent z tortem. A przy okazji. Mam pytanie. Czy wyglądałam tak zabawnie?- spytałam rozluźniona. Nawet mi by się chciało śmiać na taki widok. Widziałam szok na jego pięknej twarzy boga.
- Co…. Nie! Oczywiście , że nie!- wykrzyknął. Wiedziałam , że kłamię.
- Kłamiesz Minato…. Czyli jednak się ktoś śmiał…. Cóż nie winie nikogo…. Sama bym się śmiała.- powiedziałam z uśmiechem.

A teraz jakiś gif:

The Versatile Blogger Award po raz drugi!

Hej kochani. Bardzo chce podziękować Jagodzie Lee ( Moje Historie) i Kushinie Uzumaki (  Historia życia i miłości Kushiny Uzumaki). Dziewczyny jestem wam za to wdzięczna i Kocham was za to!
Zasady  : 
- podziękować nominującemu blogerowi
- pokazać nagrodę na swoim blogu
- ujawnić siedem faktów o sobie
- nominować jedenaście blogów , które według ciebie na to zasługują
- powiadomić o tym autorów

A teraz czas odczytać mój zwój:
1. Uwielbiam czekoladę!
2. Lubie robić torty a następnie je jeść.
3. Uwielbiam śpiewać i dla tego moje postacie też śpiewają. Chodzę na chórek szkolny i się strasznie cieszę!
4. Jestem wrażliwa. Mogę wytrzymać w szkole wyzwiska, ale jak wrócę do domu to od razu w swoim pokoju rzucam się na łózko i płaczę.
5. Nie cierpię jak mój brat żartuje sobie z tego, że coś się stało moim psom!
6. Nie lubię jak ktoś wchodzi do mojego pokoju gdy słucham muzyki, czytam blogi, książki lub śpię!!
7. Moi rodzice i brat mają zajebiste wyczucie chwili! Gdy jestem w najciekawszej, najlepszej scenie filmu, książki, bloga , snu lub w trakcie pisania opowiadań, oni zawszę muszą mi przeszkodzić!
8. Według moich koleżanek z klasy, każdy nauczyciel mnie lubi.
9. Nie lubię się śpieszyć jeśli chodzi o czytanie, lub rysowanie.
10. Nie przepadam pisać opowiadań na kartce a potem ich przepisywać! Zawsze muszę coś zmienić w trakcie przepisywania!
11. Nie lubię jak ktoś się ze mnie śmieje!
12. Nie przepadam za osobami płytkimi i które lubią obgadywać za plecami.
13. Chce kiedyś zaśpiewać na prawdziwej scenie, ale się strasznie boję.
14. Nie lubię jak dziadkowie mi coś wytykają, lub porównują z kimś z rodziny!

No to tyle faktów o mnie. A teraz moje nominacje:
1. "Miłość to najbardziej nieprzewidywalne uczucie na tym świecie..." 
2."Łatwo się skaleczyć każdym z nas, jak kawałkiem stłuczonego szkła."
3. Family Namikaze
4. Forever
5. Nigdy nie wiesz, co przyniesie nowy dzień.
6. obrazki 
7. Wiatr Przeznaczenia - Minato i Kushina

I to tyle. A teraz zdjęcia:





4.27.2013

Ostatni płomień wiru cz.48

Hej kochani! Wiem , że w poprzedniej notce nie odpowiedziałam na komentarze więc teraz to robię.
Pierwsza notka:
Marta Anonim- nie moja wina, albo i moja... nie wiem... no bardzo ciekawe... tak, ale tu jest facetem...
Jagoda Lee- no wiesz to chodzi o to aby was zaciekawiła następna część... bardzo dziękuje....
Kushina Uzumaki- dzięki
Druga notka:
Marta Anonim- po pierwsze dzięki.... po drugie masz fajne zdjęcie..
Jagoda Lee- dzięki
Kushina Uzumaki- czy ty użyłaś tekstu z pingwinów z madagaskaru?... nie wiem... ale dzięki.. z chęcią odpowiem na twoje wezwanie....

Chce jeszcze dodać, że przy tym rozdziale pomogła mi Ania( Jagoda Lee) za co jestem jej sto kroć wdzięczna!! Mam nadzieje , że wam się spodoba. A teraz zapraszam do czytania.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Starałam nie patrzeć mu w oczy. Nie chciałam widzieć jego uczuć , które aż płonęły. Założyłam za ucho kosmyk włosów. Czekałam aż zacznie mówić, ale nic nie mówił. Nie wytrzymałam po pięciu minutach.
- Nie zamierzam przepraszać, za to co zrobiłam. Nie czuje się winna. A wręcz przeciwnie. Jestem dumna , że to zrobiłam.
- Dlaczego mnie nie posłuchałaś? Nie traktowałem cię wtedy gdy to mówiłem jak swoją żonę, tylko jak każdego innego ninje. Dlaczego mnie zlekceważyłaś?!- powiedział władczym tonem. Po moim ciele przeszły ciarki. Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Posłuchaj. Możesz mnie zawiesić. Zabronić wykonywania misji przez kilka miesięcy. Ale gdyby nie ja to by było po nim! I przepraszam , że uraziłam twoją dumę wielkiego przywódcy wioski! Mam to w nosie! A co ty byś zrobił na moim miejscu?! Gdybyś tylko ty wiedział jak go odnaleźć, a tobie nie pozwolono nic zrobić?! Co byś wtedy zrobił?!- wydarłam się. Położyłam ręce na stole i podniosłam się z krzesła. Przewróciło się na ziemię. Patrzyłam mu hardo w oczy.
- Pewnie postąpiłbym tak jak ty, ale bym wziął kogoś zaufanego do pomocy.
- Na przykład Jiraye?
- Może.
- Powiedz mi dlaczego myślisz , że cię lekceważę?
- Bo to wynika z twojego zachowania.
- A może to ty to sobie ubzdurałeś. Nigdy bym cię nie zlekceważyła! Szanuję cię, nie tylko jako człowieka, ale też jako najsilniejszego shinobi i Kage na świecie. Tu nie wliczam naszego życia prywatnego, ale publiczne. Jeśli cały czas tak myślisz, nawet po tym co ci powiedziałam to już nie mój problem.
- Kushina….- powiedział już normalnym głosem.
- Nie. Powiedz mi co teraz myślisz po tym co ci powiedziałam. Powiedz mi dlaczego nie chciałeś mi pozwolić. I nie kłam mi w żywe oczy.- powiedziałam pewnie i włączyłam oczy Kyuubiego.
- Bałem się o ciebie. Nie chciałem aby coś ci się stało. A znając ciebie na pewno wpakowałabyś się z niezłe kłopoty.
- A kto mi powiedział, że nie traktuje mnie ulgowo?!- krzyknęłam ze łzami w oczach. Wybiegłam z kuchni i pognałam do sypialni. Gdy otworzyłam drzwi uderzyłam o tors Minato. Chciałam się od niego odsunąć, ale złapał mnie w uścisk. Waliłam go pięściami po klatce piersiowej. Szarpałam się.
- Puść mnie Minato!! Zostaw mnie!!- darłam się w kółko. Nie słucham moich protestów. Tylko dalej mnie do siebie tulił. Moje ciało chciało przestać walczyć i odwzajemnić uścisk, ale zabroniłam mu. Dalej się szamotałam. Zaprowadził mnie do naszego łóżka. To nie było łatwe, ale udało mi się uwolnić z jego uścisku. Pobiegłam w stronę drzwi , ale złapał mnie w pasie i upadliśmy na podłogę. Znalazłam się pod nim. Szarpałam się. Położył się na mnie. Nasze twarze dzieliły milimetry. Przestałam się szamotać. Po pierwsze nie miałam miejsca, a po drugie utonęłam w jego spojrzeniu. Położył dłoń na moim policzku.
- Kushina…. przepraszam…. Nie powinienem się tak zachować…. Czy mi wybaczysz?- starł łzę z mojego policzka. Byłam na niego zła, wściekła, ale nie potrafiłam gniewać się na niego wiecznie. Kochałam go i kocham go tak mocno, że jestem w stanie wybaczyć mu wszystko. Z zaskoczenia pocałowałam go w usta. Odwzajemnił pocałunek. Oderwał się ode mnie.
- Czyli mam rozumieć, że mi wybaczasz?- zapytał z winą niewiniątka. Zaśmiałam się.
- Tak wybaczam ci. Ale więcej tak się nie zachowuj. Przecież wiesz jaka jestem.
- Wiem, i się boje.- powiedział z udawanym strachem w głosie. Miałam piękną ripostę na końcu języka , ale zachowałam ją dla siebie. Ponieważ zatkał mi usta swoimi. Wplotłam palce w jego bujną czuprynę i cała złość ze mnie uciekła…. Siedziałam w biurze Minato. Uzgadnialiśmy już ostatnie rzeczy. Nagle weszła jego sekretarka. Ukłoniła się.
- Yondaime Hokage. Chciałam przypomnieć, że dziś o trzeciej po południu do naszej wioski przybędzie Kazekage z żoną i córeczką.
- Dziękuje Kuruki. Czy coś jeszcze?
- Jutro czcigodny masz wyruszyć na obchody wiosek.
- Co?! Jak to jutro?! Przecież to miało być za  miesiąc!!
- Tak wiem, ale dostałam przed chwilą papiery w których było to napisane.- powiedziała z miną niewiniątka. Włączyłam oczy lisa i zauważyłam , że kłamię. Miałam zamknięte oczy , aby nie zauważyła tej małej zmiany.
- A czy możesz pokazać ten dokument?- spytałam.
- Oczywiście.- powiedziała i szybko wyszła. Minato przysunął mnie do siebie.
- Otwórz oczy.- poprosił. Wykonałam jego prośbę.- I co? Mówiła prawdę?- spytał szeptem.
- Jeśli chodzi o zawartość dokumentu to tak, ale o tym kiedy go dostała to już nie.- wyszeptałam, gdy weszła do gabinetu. Zamknęłam oczy i oparłam się o ramię Minato. Poczułam jak coś bierze do rąk.
- Dziękuje. Możesz już odejść.- powiedział do niej zgaduje z uśmiechem.
- Hai.- powiedziała i wyszła co sugerowałam po zamknięciu drzwi. Podniosłam powieki, moje oczy miały swój normalny odcień.
- Nie widzę nic podejrzanego… zaraz a to co.- przybliżył dokument do twarzy i bacznie mu się przyglądał. Wyglądał przekomicznie. Zachichotałam. Zabrałam mu dokument i pokazałam mu palcem to miejsce w którym była data. Westchnął i zaczął coś pisać. Po trzydziestu minutach odłożył długopis. Wstał, podszedł do sokoła , włożył do niego, powiedział coś do ptaka a ten wbił się w powietrze.
- Co tam napisałeś?
- Prośbę czy mógłby za mnie pójść poprzedni Hokage.
- A nie lepiej było poprosić o przełożenie?
- To też tam napisałem.
- Co za ironia.
- Nie musisz mi o tym mówić.- powiedział z bladym uśmiechem. Podeszłam do niego i zmierzchnęłam mu włosy. Ujął moją dłoń i przyłożył ją sobie do policzka. Czekaliśmy tak kilka godzin, aż ptak z powrotem się pojawił. W mgnieniu oka znalazł się przy nim i studiował list. Na jego usta wkroczył uśmiech triumfu.
- Która opcja?
- Przełożą o miesiąc.
- Co im tam napisałeś?
- Nic oprócz tego , że jutro ożenię się z najpiękniejszą kobietą na świecie.- gdy to powiedział mrugnął do mnie z łobuzerskim uśmiechem. Na moją twarz wkroczył rumieniec…. Siedziałam w domu Mikoto. To był ten dzień. Byłam cała podenerwowana. Dziewczyny właśnie mnie ubierały a Kurenai i Rin, czekały aż zaczną mnie malować i robić włosy. Gdy wcisnęłam się w sukienkę, usiadłam na krześle uważając na suknie. Po godzinie byłam gotowa.
- Zakręć się wokół własnej osi.- poprosiła mnie Minuki. Wykonałam jej rozkaz.
- Czegoś jeszcze nam brakuje…. A już wiem! Zaraz wracam!- krzyknęła Mikoto i wybiegła z pokoju by wrócić do niego po trzech minutach.- Kushina tylko mnie nie walnij.- ostrzegła mnie.
- Mikoto co ty tam…. Nie! Nie! Nie! I jeszcze raz kategorycznie nie!- powiedziałam przestraszona tym co zauważyłam. Moja przyjaciółka miała podwiązki!! Chyba ją zabiję!!!
- Opanuj się Hanabero. Poza tym to nasza niespodzianka.
- Ładna mi niespodzianka!
- Kushina-sensei. Proszę zgódź się.- powiedziała Kurenai robiąc minę szczeniaczka. Rin do niej dołączyła. Warknęłam pokonana.
- No dobra.
- Jest!
- No to teraz tylko ją założyć.- powiedziała Mikoto nurkując pod suknią. Czułam jak materiał przykłada mi się do nóg. Wyszła spod sukni uśmiechając się podstępnie. Spiorunowałam ją wzrokiem.
- No dobra. Ja już jestem gotowa , a teraz na was czas moje panie.- powiedziałam z uśmiechem i się zaśmiałam histerycznie. Rin do mnie podeszła i złapała za rękę. Spojrzałam w jej oczy i się lekko uspokoiłam. Po kolejnej godzinie byłyśmy już gotowe do drogi. Przeniosłam nas na miejsce. Już wszyscy byli. Wstrzymałam oddech i szukałam Minato. Rozmawiał z Sarutobim. Jeszcze mnie nie widział. Uff. Wszyscy wstali, orkiestra zaczęła grać, wszyscy przenieśli swój wzrok na mnie. Uniosłam dumnie głowę. Dziewczyny ruszyły pierwsze a ja cztery kroki za nimi. Starałam się nie wywalić w tych butach. Gdy napotkałam wzrok Minato przestałam na chwilę oddychać. W jego spojrzeniu była taka ilość miłości, namiętności i szczęścia, że nagle marsz wydał mi się strasznie powolny. Chciałam pobiec do niego, rzucić mu się na szyję i zatopić swoje wargi w jego słodkich ustach. Uśmiechnął się do mnie w stylu anioła. Prawie bym się wywaliła, ale na szczęście nikt tego nie zauważył. Po ciągnących mi się w nieskończoność minucie stałam obok niego. Złapał mnie delikatnie za dłonie i przysunął do siebie. Sarutobi zaczął przemowę. Cały czas patrzyłam na Minato. Na jego twarz, ruch jego warg gdy składał przysięgę, jego oczy które lśniły blaskiem zwycięstwa, włosy powiewające na leciutkim wietrze. Gdy przyszła na mnie kolej powtórzyłam za Sarutobim swoją część.
- A teraz ogłaszam was mężem i żoną. Wiecie co dalej.- powiedział z mrugnięciem. Minato odwrócił się do mnie twarzą. Uśmiechnęłam się. Przybliżył powoli swoje wargi do moich. Gdy się zetknęły z drzew wiśni poleciały w naszą stronę płatki kwiatów, wirując dookoła nas, słońce właśnie zachodziło. Odbijaliśmy się w tafli jeziora. Pocałował mnie i poleciały brawa. Odwzajemniłam pocałunek i chciałam aby ta chwila trwała wiecznie, ale niestety odsunął się ode mnie po kilku sekundach. Uśmiechał się słodko. Odwzajemniłam gest.
- Kocham cię.- powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Ja ciebie też kocham najdroższa.- pocałował mnie w prawą dłoń na , której znajdowała się obrączka. Zaczęliśmy iść w stronę gości , gdy posypał się ryż…. Byliśmy na parkiecie. Mieliśmy naszym tańcem rozpocząć wesele. Minato złapał mnie w talii a ja położyłam ręce na jego karku. Grała muzyka, patrzyliśmy sobie w oczy i tańczyliśmy po sali. Czułam na sobie milion par oczu. Przybliżył usta do mojego ucha.
- Wyglądasz olśniewającą.- wymruczał do mojego ucha. Lekko się zarumieniłam.
- Do twarzy ci w garniturze i szacie Hokage.
- Dziękuje. A tobie ślicznie w sukienkach.- droczył się ze mną.
- Ach. Dziękuje czcigodny.- zaśmiał się. Skończyliśmy taniec i Jiraya od razu mnie poprosił. Zgodziłam się.
- A tylko dotknij mnie w pośladki lub niżej a pożałujesz. Albo po wyżej talii.- zagroziłam mu.
- Jasne. Jasne. Co ty myślisz? Żonę swojego ulubionego ucznia dotykać tam gdzie nie przystoi? Chyba by mnie zabił, a ja bym mu na to pozwolił.
- To się czesze, że się rozumiemy.- powiedziałam z uśmiechem na ustach. Gdy skończyłam z nim tańczyć , poprosił mnie o taniec Asuma. Z uśmiechem na ustach z nim tańczyłam.
- Ślicznie wyglądasz sensei.
- Dziękuje za komplement. Ty też przepięknie wyglądasz. Jak dżentelmen.
- Arigato.
- Z kim przyszedłeś?
- Z Kurenai.- gdy wypowiedział jej imię dostrzegłam lekki rumieniec na jego twarzy.
- O to super. A niestety piosenka się skończyła młody.
- Nic nie szkodzi. Może Kurenai da się zaprosić na parkiet?
- Mam nadzieje.
- Czy mogę Asuma teraz zatańczyć z naszą sensei?- zapytał z uśmiechem Itachi.
- Jasne stary. Do widzenia Kushina-sensei.- powiedział i pocałował mnie w policzek. Oddałam buziaka i zaczęłam tańczyć z drugim uczniem. Gdy skończyłam tańczyć z Itachim poszłam usiąść. Mój wzrok przykuła jedna parka tancerzy a mianowicie: Obito i Rin. Wyglądali przeuroczo. Nagle Asuma przez „ przypadek” popchnął Rin na Obito i się pocałowali w usta! Obito złapał Rin w talii i odwzajemnił pocałunek. Szybko ją puścił i zalał się rumieńcem. Wyczytałam z ruchu warg dziewczynki jak mówi: „ Obito… ja cię… kocham”, a młody Uchiha odpowiada , że ją też kocha. I razem wychodzą na dwór. Ten dzień jest najwspanialszy na całym świecie…. Była już druga nad ranem. Impreza powoli się kończyła. Tsunade i Jiraya byli mocno pijani. Szłam z Minuki w stronę gdzie stała Mikoto z Obito. Nagle coś na mnie wpadło. Cała byłam w torcie!! Wytarłam twarz. Czułam na sobie oczy wszystkich zebranych. Chciało mi się płakać. Minuki złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę łazienki. Pobiegłam ile sił w nogach. Łzy nalewały mi się do oczu i spływały po policzkach niszcząc makijaż. Minuki zamknęła za nami drzwi na klucz. Rozpłakałam się. Przytuliła mnie do siebie. Zamoczyła ręcznik i zaczęła wycierać mi twarz. Cały czas łzy leciały mi z oczu. Ktoś dobijał się do drzwi.
- Kushina! kochanie nic ci nie jest? Proszę wpuść mnie!- mówił Minato pod drzwiami.
- Minato zostaw nas same! Lepiej dowiedz się kto to zrobił! Ja się nią zajmę!- odpowiedziała mu Minuki.
- Najpierw chce się upewnić czy nic jej nie jest! Zaraz się do was przeniosę!
- Nie Minato! Wszystko jest ze mną dobrze!- powiedziałam płaczliwym głosem. Starałam się ukryć to , że płakałam i dalej płaczę. Nic nie słyszałyśmy. Minuki wyjrzała zza drzwi. Nie było pod nimi Minato. Zamknęła je z powrotem. Odwróciła się do mnie i przytuliła do siebie. Znowu zaczęłam płakać….


A teraz kilka fot MinaKushi z ślubu









4.25.2013

Nowe otoczenie cz32


*** perspektywa narratora***
„Łał ta mała ma talent” pomyślał Hidan. Wszyscy zaczęli klaskać gdy Kushina skończyła śpiewać. Dziewczyny błagają nauczycieli aby Kushina była na próbie. Po ich minach sugeruję , że im się to udało.  Hanabera poszła szybko się przebrać. Po pięciu minutach była już gotowa.
- No dobrze dzieciaki. Zaczynamy!- powiedziała z entuzjazmem pani Kurenai.
- Akt pierwszy. Scena I. Werona. Plac miejski. Wchodzą Itachi i Nagato.- powiadomiła pani Shizune. Chłopaki weszli na scenę.
- Daję słowo, Grzegorzu, że nie będziemy siedzieli na rozżarzonych węglach.- powiedział idealnie Itachi
- Nie będziemy; musielibyśmy mieć kamienne zadki.- powiedział opanowany Nagato. Musieliśmy zakryć usta aby stłumić śmiech.
- Chce rzec, że będąc w gniewie przeszyję obnażonym mieczem jak żołnierz.
- Tak, ale póki co, wystawiasz obnażoną szyję nad kołnierz.- powiedział Nagato….
- Na scenę wchodzą Kakuzu i Sasuke.- powiadomiła Shizune.
- Nie, jak się odważą. Zwrócę się ku nim i chwycę kciuk w  zęby. Okryją się hańbą, jeśli to zniosą.- wyrecytował z emocjami Itachi.
- Czy przeciw nam chwyciłeś kciuk w zęby, panie?- zapytał z powagą Kakuzu.
- Chwyciłem kciuk w zęby, panie.
- Czy przeciw nam chwyciłeś kciuk w zęby, panie?- powtórzył Kakuzu. Itachi przybliżył się do Nagato. Wypowiedzieli swoją kwestie i wrócił się do Kakuzu.
- Nie, panie, nie chwyciłem kciuka w zęby przeciw tobie, panie; ale chwytam go sobie w zęby, panie.
- Szukasz sprzeczki , panie?- spytał Nagato.
- Sprzeczki, panie! Nie, panie….
- Wchodzi Neji i Kiba.- powiadomiła Kurenai.
- Rozejść się, głupcy!- podbija ich miecze Neji.- Oręż do pochew. Jest to szał bezmyślny.- przychodzi Kiba.
- Co, z obnażonym mieczem wśród prostaków? Benvolio, obróć się; spójrz na śmierć swoją.- powiedział idealnie wczuty w rolę Kiba.
- Pokój przywracam tu; włóż miecz do pochwy albo wraz ze mną rozdziel nim tych ludzi.
- Co? Gdy miecz nagi, mówisz o pokoju?! Brzydzę się słowem tym, jak brzydzę piekłem, każdym z Montekich i tobą, ty tchórzu. Broń się!- powiedział Kiba i zaczął walczyć z Nejiem. Kurenai nakazała gestem ręki wejść na scenę Temari, Jagodzie, Sakurze, Ino, Tenten i Rin. Dziewczyny znalazły się na scenie wokół chłopaków.
- Bij ich berdyszem, pałką, partyzaną! Bijcie Montekich! Bijcie Capuletów!- krzyczały jednocześnie. Na scenę weszli Marta z Sasorim.
- Cóż to za wrzawa? Miecz długi podajcie!- powiedział wczuty w rolę Sasori.
- Laskę, tak, laskę! Czemu o miecz wołasz?- spytała Marta.
- Mój miecz, powiadam! Już stary Monteki nadchodzi, godząc we mnie nagim ostrzem.- wchodzą Naruto i Hinata.
- To łotr Capulet! Puśćcie mnie do niego.- wypowiedział Naruto.
- Nie zrobisz kroku w stronę wroga swego.- powiedziała przestraszona Hinata. Na scenę wkracza Yahiko, dziewczyny grające obywateli ustawiają się przy nim. Zdążyły się przebrać.
- Ludzie niesforni, wrogowie pokoju, którzy brukają swą stal krwią sąsiada….
Po niecałych dwóch godzinach próba została zakończona. Nauczycielki mówiły co jeszcze będą musieli poćwiczyć, a co wyszło im wspaniale. Kushina szybko się przebrała. Czekała z Jazz na pana Orochimaru, który przyszedł z panią dyrektor. Prawie cała paczka rozeszła się po domach tylko Minato z Deidarą czekali na dziewczyny.

*** perspektywa Kushiny***
- To co zaśpiewamy?- zapytała Jazz.
- A bo ja wiem?! Na pewno każda musi zaśpiewać jakąś zagraniczną. Ja już nawet mam. Polską. Ola: jej ostatni rok.
- Ty a pomożesz mi też jakąś Polską wybrać?
- Nie ma sprawy. Co powiesz na: Gosia Andrzejewicz: Zabierz mnie.
- Spoko tylko podaj mi tekst.
- Jasne to już ci wysyłam sms.- powiedziałam i zaczęłam pisać jej tekst.

4.21.2013

Ostatni płomień wiru cz.47

Dzięki za ponad 8000 wyświetleń! Kocham was!
Marta Anonim- postaram się. Ale coś się stało z wordem w którym jest nowe otoczenie i muszę usuwać piosenkę. Chamstwo. Fajne zdjęcie. Nie ma sprawy. Im więcej agresywnych dziewczyn tym lepiej!
Jagoda Lee- dzięki. No zalecam się do twoich skazówek na naszej wczorajszej rozmówce. Może pojawi się niebawem sztuka.... Może... Dzięki i życzę powodzenia przy testach!
Samanta Fikcyjna- bardzo dziękuje.


Nie było nigdy dominacji. Raz to on prowadził, a raz ja. Nie przeszkadzało nam to. A wręcz przeciwnie. Bardziej nas podniecało i dawało jeszcze większą ochotę , aby to kontynuować…. Leżeliśmy przytuleni do siebie. Głaskał moje plecy. Wtuliłam się w jego tors. Wdychałam jego zapach. Pocałowałam jego umięśniony brzuch. Zadrżał. Zaśmiałam się dźwięcznie i oparłam się brodą o jego brzuch.
- To co?
- Co „ co”?
- No co dalej planujemy?- zapytałam rozbawiona.
- Zgódź się.
- Na co?
- Na to, żeby Jiraya usiadł obok Tsunade.- powiedział robiąc oczka szczeniaczka. Nie mogłam i nie potrafiłam mu odmówić.
- No dobrze dattebane.- jęknęłam przegrana.- Ale nie pozwolisz im zniszczyć mi tego jednego z najważniejszych dni w moim życiu.
- Oczywiście najdroższa.- powiedział z błyskiem w oku. Po czym znów mnie pocałował…. Obudziło mnie szarpanie za ręce. Otworzyłam niepewnie oczy i ujrzałam Mikoto i Minuki. Szybko się zakryłam.
- Co wy tu robicie?!
- A jak myślisz? Musimy jeszcze poszukać idealnego miejsca na ceremonie.
- Wesele możesz urządzić u mnie.- zaoferowała Minuki.
- Dzięki. Jesteś kochana. Dajcie mi dziesięć minut.- powiedziałam z uśmiechem. Owinęłam się kocem i pognałam do łazienki. Wyszłam z niej w białej bluzie z kapturem i legginsach. Włosy związałam w wysokiego kucyka. Szybko zbiegłam na dół. Dziewczyny stały w drzwiach i czekały na mnie. Szybko założyłam buty, zamknęłam drzwi i poszłam na szukanie idealnego miejsca…. Szłyśmy tak już cztery godziny. Nie znalazłyśmy nic ciekawego w wiosce. Nagle dogoniły nas Rin i Kurenai.
- Kushina-sensei! Kushina-sensei! Mamy idealne miejsce na ślub!- mówiła podekscytowana Kurenai. Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę bramy. Zaprowadziła nas jakieś dwa kilometry od bramy. Naszym oczom ukazało się przepiękne jezioro z polaną pełną kolorowych kwiatów. Po obu stronach rosły drzewa wiśni. Już sobie wyobrażałam jak płatki kwiatów wirują wokół mnie i Minato podczas pocałunku i do tego zachód słońca, który odbijał by się w tafli wody…. Zapałam dziewczynki w swoje ramiona i pocałowałam każdą w policzek.
- Jesteście kochane! Znalazłyście idealne miejsce!
- Na prawe?
- Oczywiście!- powiedziałam uradowana i szczera. Zaczęłam z nimi już wszystko omawiać…. Spędziłyśmy tak na tej polanie cztery godziny. Poszłyśmy dalej rozmawiając na temat ślubu w stronę wioski. Gdy byłyśmy przy bramie, ujrzałyśmy ninja z Suny. Przywitałyśmy się z nimi i weszłyśmy do wioski. Każda z nas rozeszła się w swoją stronę. Postanowiłam od razu poinformować Minato o naszych planach co do ślubu. Po dwudziestu minutach byłam w środku i kierowałam się w stronę jego gabinetu. Gdy byłam tuż przy drzwiach. Otworzyły się i wybiegła z nich kobieta w niebieskiej sukience, która idealnie pasowała do jej ciała. Wpadła na mnie. Miała w oczach łzy. Podniosła się ze mnie i pobiegła przed siebie. Podniosłam się i weszłam do gabinetu. Minato miał zmartwioną twarz. Zamknęłam twarz. Podeszłam do niego. Spojrzał na mnie.
- Co się stało?
- Jakaś organizacja porwała Shiho…- powiedział z udrękom.
- Och…. Może jakoś pomóc?
- Nie… już wysłałem ekipę ratującą.
- Ale naprawdę szybko to załatwię. Kyubi mi pomoże.
- Nie.- powiedział stanowczo.
- No wieź Minato…. Nic mi się nie stanie.
- Nie! Nie pozwalam ci!- podniósł się gwałtownie z krzesła i uderzył dłońmi o biurko. Powtórzyłam jego gest. Spojrzałam mu hardo w oczy.
- A właśnie, że mi pozwolisz dattebane!!
- Nie!!- krzyknął gniewnie. P moich plecach przeszły ciarki. Pierwszy raz się go bałam. Dyskretnie przełknęłam ślinę.
- Jeśli nie po dobroci to po złości.- mruknęłam pod nosem, tak aby tego nie usłyszał.- Do zobaczenia w domu.- powiedziałam bez emocji na odchody. Wybiegłam z jego gabinetu i pomknęłam w stronę domu. Szybko wzięłam broń i przeniosłam się w miejsce gdzie urywał się ślad czakry Shiho. Przywołałam lisa. Nie potrzebował polecenia, bo zaczął szukać jego zapachu. Po trzech minutach zwęszył słaby trop. Puścił się biegiem na północ. Podążyłam za nim. Po piętnastu minutach biegu zauważyłam go. Był przywiązany łańcuchami do kamienia. Trzech ninja spało. Uśmiechnęłam się. Wykonałam kilka pieczęci. Kiwnęłam na lisa głową dając mu znak. Uśmiechnął się szatańsko i w mgnieniu oka zabił napastników. Podeszłam do Shiho.
- Już po wszystkim. Zaraz cię zabiorę.
- Ach. Kushina-sama. Arigato!
- Proszę. Może trochę zaboleć.- powiedziałam do niego. Na mojej lewej dłoni pokazały się pazury lisa. Zwinnym ruchem przecięłam łańcuchy. Lis już był we mnie. Pomogłam mu wstać. Na szczęście nie zraniłam go. Dłoń powróciła do normy. Złapałam martwe ciała, przewiesiłam je sobie przez barki. Złapałam Shiho za rękę, nakazałam zamknąć oczy. Wykonałam pieczęć. Znaleźliśmy się przed gabinetem Yondaime. Zapukałam. Usłyszałam wściekłe „ proszę”. Pociągnęłam za klamkę. Weszliśmy do środka. Zrzuciłam z siebie trupy, ukłoniłam się i wyszłam z gabinetu zostawiając tam Shiho z Minato. Wiedziałam , że jak tylko wróci zrobi mi kazanie godne władcy wioski. Szłam wolnym , leniwym krokiem w stronę rezydencji. Po dwudziestu minutach byłam przy bramie. Weszłam na posesję i skierowałam się do sali treningowej. Zamknęłam drzwi i zaczęłam uderzać w manekin ile wlezie….  Leżałam na podłodze, cała zdyszana. Z dłoni leciała mi krew. Nie przejmowałam się tym. W ciągu godziny rozwaliłam pięćdziesiąt manekinów. Podniosłam się z podłogi. Kilka niesfornych kosmyków zasłaniało mi widok. Przejechałam lewą dłonią po twarzy zostawiając na niej krew. Weszłam do łazienki. Opłukałam twarz, dłonie. Złapałam za apteczkę, wyjęłam z niej bandaże, zawinęłam je wokół dłoni. Nie pozwoliłam lisowi zagoić ran. Wyszłam z budynku, zaczęłam kierować się w stronę domu. W kuchni paliło się światło. Świetnie. Minato już wrócił. Weszłam jak najcichszej umiałam do domu. Chciałam szybko pobiec na górę. Zachowywałam się jak nastolatka, która przyszła zbyt późno do domu po imprezie i boi się spotkać i zostać złapaną przez rodziców. Niestety los się do mnie nie uśmiechnął i Minato złapał mnie za rękę. Zaprowadził mnie do kuchni. Usiedliśmy naprzeciwko siebie.

4.20.2013

Nowe otoczenie cz31


Już dziewięciu obserwatorów!! Juhu!! Cieszę się jak małe dziecko , które dostało wymarzoną zabawkę, a do tego wena do mnie wróciła!! Czas na wasze komentarze kochani
Jagoda Lee- miałaś rację co do weny. Niestety nie. Cały czas mi się psuje , ale mam za to Skypa. Jeśli chcesz to ci podam w komentarzu pod notką. Dzięki i powodzenia przy testach.
Marta Anonim- no, ale nadal mu nie wybaczyła po wiesz czym. Ale może Minato uda się ją ubłagać na to. Wiem i dziękuje ci. I wiem , że nie możesz się doczekać, ale najpierw wcześniejsze opowiadanie. 


- Dałaś się nabrać.- powiedziałem i pocałowałem ją namiętnie w usta. Odwzajemniła pocałunek, objąłem ją w talii, wplotła mi palce w włosy. Trwaliśmy tak przez jakiś czas…. Wyszedłem trzymając Kushinę za rękę z klasy od matematyki. Byliśmy po pracy klasowej. Właśnie szliśmy całą paczką na próbę do przedstawienia. Mieliśmy dziś odegrać całą sztukę w strojach. Przebierałem się z chłopakami i śmialiśmy się z naszych wyglądów. Hidan upierał się przy tym, że nie wyjdzie bo była tam kuzynka Deidary.
- Co Hidan? Zakochałeś się w Jazz?- zapytał z zabawną miną Dei.
- Zamknij się! Nie zakochałem się w tej idiotce!!- powiedział czerwony ze złości Hidan. Nagle przyszła do nas Jagoda ze swoim kotem Kicią. Na szczęście byliśmy już przebrani. Uśmiechnęła się do nas niepewnie.
- E chłopaki…. Czekamy na was….
- Już idziemy.- powiedział z uroczym uśmiechem Itachi. Jagoda kiwnęła głową i szybko się wydostała.
- No brachu. Nie mówiłeś mi , że się z nią spotykasz.- powiedział Sasuke. Na twarzy starszego Uchihy pojawił się rumieniec.
- Nie umawiam się z nią!
- Ale chciałbyś.- stwierdził z rozbawieniem Obito. Jego twarz pogłębiła się w większym rumieńcu. Zaśmialiśmy się i wyszliśmy. Dziewczyny wyglądały przepięknie, ale nigdzie nie widziałem Kushiny ani Jagody. Wyszły po pięciu minutach. Jagoda była przepiękna. Miała na sobie sukienkę Julii, którą miała mieć Kushina. Kushina uściskała Jagodę, szepnęła jej coś do ucha i zeskoczyła ze sceny z torbą na ramieniu i swoim dzisiejszym stroju. Z pokoju dla nauczycieli wyszli : pani Kurenai, pani Shizune, pan Orochimaru i pani dyrektor.
- Kushina!!- zawołała dyrektorka. Szybko się przy niej znalazła. Śledziłem każdy jej ruch. Wszyscy do nich podeszliśmy.
- O co chodzi?- spytała niepewnie Hinata.
- Właśnie. Dlaczego Kushina nie jest przebrana?!- spytała poddenerwowana Temari.
- Ponieważ panna Uzumaki ma coś do zrobienia dla szkoły.- odpowiedział jak zwykle opanowany pan Orochimaru.
- Kiedy?- spytała prosto z mostu Kushina.
- Za godzinę.
- To dlaczego nie mogę przećwiczyć swojej roli?
- Bo będziemy wybierali to co zaśpiewasz. Chyba nie myślisz, że zaśpiewasz tylko dwie piosenki i po wszystkim?- zadał pytanie Orochimaru.
    *** perspektywa Kushiny***
 - Nie, ale nie wiadomo czy przejdę.
- Czy się dowiemy o co chodzi?!- zapytali moi przyjaciele. Podeszła do nas kuzynka Deidary. Oparła się o mnie ramieniem.
- Oczywiście. Ja i Kushina wybieramy się na zawody z śpiewu. Będziemy walczyć z całą Azją!
- Bez przesady Jazz. Nawet nie wiemy czy nam się uda dattebane….- powiedziałam niepewnie. Może to się wydawać dziwne, ale ja nie wiem czy umiem śpiewać. Inni mówią, że potrafię i powinnam zostać piosenkarką, ale ja sama nie wiem.
- Nie no wieś!! Kushina! Opanuj się! Gdzie ta twoja determinacja?!
- Niech pomyślę…. A tak! Jest na treningu sztuk walki i na scenie na którem będę grała z przyjaciółmi przedstawienie. To może ja po nią pójdę.- powiedziałam żartobliwie. Nagle przeniosłam wzrok na chłopaków i wybuchłam niepochamowanym śmiechem.
- Kushina?- zapytała niepewnie dyrektorka.
- Jak…. Wam z… tych strojach…. Do twarzy….. panowie….- powiedziałam pomiędzy napadami śmiechu. Panowie posłali mi mordercze spojrzenia. Nawet Minato. Ale nie wzięłam ich na poważnie w tych strojach. Dalej się śmiałam. Nie mogła tego pohamować bo jak zamykałam oczy nadal ich widziałam i się śmiałam. Wyjęłam telefon , założyłam słuchawki, wybrałam piosenkę Pink: just give me a reason. Od razu na mnie to podziałało i zaczęłam ją nucić. Jazz widząc to, złapała mnie za rękę i zaprowadziła na scenę. Podłączyła melodię, podała mi mikrofon i kazała puścić piosenkę jeszcze raz. Posłuchałam jej i zaczęłam śpiewać razem z Pink.
-
Right from the start, you were a thief,
You stole my heart and
I your willing victim
I let you see the parts of me
That weren’t all that pretty.
And with every touch
You fixed them.
Now, you’ve been talking in your sleep
Oh oh, things you never say to me
Oh oh, tell me that you’ve had enough
Of our Love, our Love.

Just give me a reason,
Just a little bit’s enough
Just a second, we’re not broken
Just bent and we can learn to love again.
Oh, it’s in the stars,
It’s been written in the scars on our hearts
We’re not broken
Just bent and we can learn to love again.

I’m sorry I don’t understand where
All of these is coming from.
I thought that we were fine,
(Oh, we had everything)
Your head is running wild again
My dear, we still have everything
And it’s all in your mind.
(Yeah, but this is happenin)
You’ve been having real bad dreams
Oh oh, used to lie so close to me
Oh oh, there’s nothing more than empty sheets
Between our love , our love
Ooooh, our love, our love.

Just give me a reason,
Just a little bit’s enough
Just a second, we’re not broken
Just bent and we can learn to love again.
Oh, I never stopped
It’s still written in the scars on my heart
You’re not broken
Just bent and we can learn to love again.

Oh, tear ducts and rust
I’ll fix it for us
We’re collecting dust,
But our love’s enough.
You’re holding it in,
You’re pouring a drink
No, nothing is as bad as it seems.
We’ll come clean!!

Just give me a reason,
Just a little bit’s enough
Just a second, we’re not broken
Just bent and we can learn to love again.
Oh, it’s in the stars
It’s still written in the scars on our hearts
We’re not broken
Just bent and we can learn to love again.

Just give me a reason,
Just a little bit’s enough
Just a second, we’re not broken
Just bent and we can learn to love again.
Oh, it’s in the stars
It’s still written in the scars on our hearts
We’re not broken
Just bent and we can learn to love again.

Ooh, we can learn to love again
Ooh, we can learn to love again
Oh, that we’re not broken
Just bent and we can learn to love again.

4.17.2013

Ostatni płomień wiru cz.46

Wiem, że krótki, ale musiałam coś wstawić. Może dłuższa notka lub notki pojawią się w piątek lub sobotę. Mam taką nadzieje. A teraz odpowiem na komentarze z trzech ostatnich notek. Od najstarszej:
Pierwsza notka:
Jagoda Lee- dzięki. Pani dała mi za nią 5- bo zabrakło kila przecinków.
Marta Anonim- Tak wiem, ale to mi bardziej pasowało.
Druga notka:
Jagoda Lee- dzięki. No nie! Ta to ma szczęście! Dziękuje
Marta Anonim- Nom dattebane! Ja też musiałam otrzeźwieć.... No mnie też... A to trochę dziwne bo wiem o co cho... Ja też potrzebuje , ale ci podaruje tę którą dziś odzyskałam. Proszę. Spoko.
Mikorie- dzięki za powiadomienie.
Zjem Cię- Super nowa osoba która komentuje!! Skaczę z radości. Ja też mam te same problemy! To chamstwo!!! Cieszę się. Dodałam już ,, Spam" więc... dzięki, że mi go poradziłaś. Z chęcią wpadnę na twojego bloga.
Aya Chan- ja też. To trochę jeszcze poczekasz, ale nie wiele.... Niestety teraz cię zawiodę....
Trzecia notka:
Marta Anonim- Przepraszam.... A ja nadal w niej jestem i się cholernie cieszę!! Pomagają mi jak nie mogę mieć pomysłu z mangą...
Jagoda Lee- Znowu to ostrzeżenie? Zaczynam się trochę bać. To super. Ta wiem wena jest jak wiatr. Nigdy nie jest stały...
Anonimowy( Narumi)- wiem! Właśnie czytam ,, Przysięgę Krwi". Rose powiedziała rodzinie Dymitra o tym, że jest strzygą....
Hana-chan- może mnie nie znalazłaś? Ja siebie znalazłam w zbiorach.
A teraz notka:
- Jiraiya jesteś proszony do Yondaime.- powiedział jakiś mężczyzna. Wychyliłam głowę i ujrzałam członka ANBU. Panowie znikli w chmurze białego dymu. Wyszłam do nich i widziałam na ich twarzach niebezpieczne uśmiechy.
- Co się tak uśmiechacie?- spytałam z nutką zaniepokojenia.
- Nie powiemy ci teraz. Ma być to niespodzianką.- stwierdziła z błyskiem Minuki.
- Przepięknie ci w tej sukience sensei. Weź tę.
- Na pewno?
- No oczywiście Kushina-chan.- powiedziała uśmiechnięta Rin. Następnie poszłyśmy do kwieciarni, i tak jak przy przygotowaniach do ślubu Minuki. Wróciłam do domu wykończona. Powiedziałam dziewczyną, że sukienka będzie u mnie. Oczywiście powiem Minato co go spotka jak spróbuje ją zobaczyć. Siedział w salonie i pisał jakieś papiery. Zaniosłam swoje zakupy na górę do pokoju obok sypialni. Zostawiłam je tam i zamknęłam drzwi na klucz. Zeszłam na dół. Przysiadłam się obok Minato. Spojrzałam na dokumenty. Dotyczyły uczniów z Akademii.
- Może pomóc?
- Nie dzięki. A jak tam zakupy?
- Dobrze. To co bierzemy się za zaproszenia?
- Jasne. To kogo zapraszamy?- zapytał z powagą, wziął do rąk notes i długopis.
- Na pewno nasze drużyny.
- No tak. Jiraiya, Tsunade, Minuki, Hiashi, Hizashi, Mikoto, Fugaku…
- Może zamiast gadać pisz.- poleciłam mu.
- Jak tam chcesz słonko.- powiedział i poszedł za moją radą. Siedzieliśmy tak do późna. Cały czas były kłótnie o to gdzie kogo posadzimy.
- Tsunade usiądzie z Shizune przy Hizashim!!!
- A właśnie, że przy Jirayi!! Mniej serce Kushina!
- Ja mam serce i nie zgadzam się na to Minato!!!
- A chcesz się przekonać?!
- A spróbuj.- powiedziałam lekceważąco. Nagle znalazłam się pod nim. Przesuwał łapczywie wargami po moich własnych. Starałam mu się wyrwać i oprzeć, ale już po paru sekundach wiedziałam , że nic nie zrobię. Wplotłam za to palce w jego włosy i sama zamierzałam go przekonać do swojego postanowienia. Całowaliśmy się przez pięć minut.
- Skarbie…. Zgódź się….- wymruczał mi pomiędzy pocałunkami. Użył tego uwodzicielskiego tonu głosu. Chciałam zaprzeczyć, ale przeniósł się niżej na moją szyję. Składał mi na niej pocałunki. Drżałam pod dotykiem jego ust, jego ciała. Było takie gładkie, delikatne, a zarazem twarde, silne i brutalne. Za to go kochałam. No może w jednej czwartej. Resztę stanowił jego urok osobisty, intelekt i to że był po prostu sobą.
- Mina…. Minato…. Prze…. Przestań!....- wydukałam pomiędzy falami podniecenia. Zaśmiał się uroczo. Spojrzał na mnie nadal nie przerywając wędrówki pod moją górną częścią ubrania.
- Dlaczego?- zapytał rozbawiony. Pocałował mnie znowu w usta. Trwaliśmy tak przez jakieś pięć minut zanim nie wziął mnie na ręce i nie zaniósł do sypialni. Zdjął ze mnie ubrania a ja z niego gdy byliśmy na łóżku. Tak bardzo siebie pragnęliśmy. Miałam nadzieje, że to pożądanie nigdy nie zgaśnie. To był jak płomień, który się w nas palił. Gładziliśmy swoje ciała, pieściliśmy każdy zakamarek ciała jak i duszy. Nasze usta nie przerywały tańca i dołączyły się do niego nasze języki. Nasze ciała były jak jeden organizm. Nie było nigdy dominacji. Raz to on prowadził, a raz ja. Nie przeszkadzało nam to. A wręcz przeciwnie. Bardziej nas podniecało i dawało jeszcze większą ochotę , aby to kontynuować.


4.16.2013

Gomen nasai

Możecie mnie zlinczować, zabić. Ale nie moja wina, że wena się ode mnie odwróciła, a kumpela pożyczyła mi zajebistą książkę o wampirach!!! W ramach przeprosin dam wam fragmenty tej książki gdzie są ciekawe scena.... Osoby o słabym stanie psychicznym radze nie czytać... A tak to książka nazywa się ,, Akademia wampirów". Fragmenty będą z tych części , które przeczytałam lub jestem w trakcie. Jeszcze raz strasznie was za to przepraszam.

Pierwsza część fragment:


- …Ty i ta twoja przyjaciółka. Suka. Powiem wszystkim, że
jesteś wariatką. Musieli cię zamknąć w klinice, bo dostałaś świra.
Przyjmujesz leki. To dlatego zniknęłyście razem z Rose. Nie
chciałyście, żeby ktoś się dowiedział…
Niedobrze. Tak jak przy naszym pierwszym spotkaniu w
stołówce, złapałam ją za fraki i odciągnęłam.
- Cóż to?! – ryknęłam. Zowu ty? Ostrzegałam, żebyś się
do niej nie zbliżała.
Mia wyszczerzyła kły. Już dawno pozbyłam się
współczucia dla niej. Była niebezpieczna.
Przygarbiła się, gotowa do ataku. Jakimś cudem
dowiedziała się o przyczynie pobytu Lissy w klinice. To nie były
domysły. Mówiła to, co widzieli strażnicy obecni przy zdarzeniu,
oraz to, co ja sama im opowiedziałam. Może udało jej się zajrzeć
do ich raportów albo zakradła się do kartoteki w gabinecie
lekarskim.
Lissa też się domyśliła i wyraz jej twarzy całkowicie się
zmienił. Nie była już wyniosłą księżniczką, stała się bezbronną,
wystraszoną dziewczynką. Podjęłam decyzję w jednej chwili. Nie
przejmowałam się obietnicą Kirowej, że odzyskam wolność za
dobre sprawowanie. Nie dbałam o imprezy. W tamtej chwili
byłam gotowa zniszczyć sobie życie.
Nie radzę sobie z kontrolowaniem impulsów.
Wymierzyłam Mii potężny cios. Uderzyłam ją mocniej niż
Jessego. Usłyszałam trzask pękającej kości, kiedy moja pięść
zetknęła się z jej nosem. Polała się krew. Ktoś krzyknął. Mia
jęknęła i upadła na stojące z tyłu dziewczyny, które podniosły
wrzask w obawie o poplamienie sukienek. Rzuciłam się na nią i
zdążyłam uderzyć po raz drugi, zanim ktoś mnie odciągnął. Nie
opierałam się tak jak wtedy, kiedy wyprowadzono mnie z lekcji
pana Nagya. Spodziewałam się interwencji. Pozwoliłam, by
strażnicy mnie chwycili, podczas gdy Kirowa usiłowała przywrócić
spokój na sali. Nie obchodziło mnie, co ze mną zrobią. Już nie.
Mogli mnie ukarać albo wyrzucić. Nie miało to najmniejszego
znaczenia. Poradzę sobie.
Z daleka za tłumem przestraszonych uczniów
dostrzegłam postać w różowej sukience. Lissę. Moje wburzenie
przesłoniło mi na chwilę jej uczucia, ale zaraz opadły mnie z
wielką siłą. Załamanie. Rozpacz. Wszyscy poznali jej sekret.
Poukładają sobie fragmenty układanki. Będzie musiała stawić
czoło sytuacji i nie da sobie z tym rady.
Wiedziałam, że nie mogę nic zrobić, więc rozglądałam
się, szukając jakiejkolwiek pomocy. Dostrzegłam postać czającą
się w ciemnościach.
- Christian! – wrzasnęłam. Chłopak wpatrywał się w
odchodzącą Lissę, ale odwrócił głowę na dźwięk swojego imienia.
Strażniczka chwyciła mnie za ramię.
- Cicho bądź.
Zignorowałam ją.
- Biegnij za nią! – krzyknęłam do Christiana. – Szybko!
Nie poruszył się. Jęknęłam.
- Biegnij, idioto!
Znowu zostałam uciszona, ale coś w nim drgnęło. Zerwał
się z miejsca i popędził w kierunku, gdzie zniknęła Lissa. Tego
wieczoru zostawili mnie w spokoju. Wiedziałam, jakie piekło
rozpęta się nazajutrz. Zawieszą mnie albo wydalą z Akademii.
Tymczasem Kirowa miała ręce poplamione krwią Mii i trudne
zadanie opanowania histerii na sali. Strażnicy odprowadzili mnie
do pokoju i zostawili pod opieką matrony, która ostrzegła, żebym
nie próbowała uciekać, bo będzie do mnie zaglądać co godzinę.
Dwoje strażników objęło wartę przed wejściem do dormitorium.
Traktowali mnie jak groźną przestęczynie. Pomyślałam, że
zepsułam imprezę Eddiego; nie uda mu się przemycić nikogo do
pokoju.
Nie zważając na sukienkę, położyłam się na podłodze i
zwinęłam w kłębek. Skoncentrowałam się na Lissie. Uspokoiła się
nieco. Nie otrząsnęła się jeszcze z rozpaczy po incydencie na
balu, ale Christian działał na nią kojąco. Nie wiedziałam, czy
pocieszał ją słowami, czy może czymś więcej, ale nie obchodziło
mnie to. Czuła się lepiej, więc nie zrobi żadnego głupstwa.
Mogłam zająć się sobą.
Będę miała kłopoty. Rewelacje Mii i Jessego postawią
całą szkołę do góry nogami. Pewnie zostanę wydalona i
zmuszona zamieszkać w komunie kobiet dampirów. Pozostawała
mi nadzieja, że przynajmniej Lissa uświadomi sobie, jak bardzo
Aaron ją nudzi, i wyberze Christiana. Z jednej strony tak pewnie
byłoby lepiej, ale z drugiej… Christian. Christian.
Stało mu się coś złego.
Wśliznęłam się na powrót do ciała Lissy i w tej samej
chwili ogarnęło mnie przerażenie. Otaczali ją. Kobiety i
mężczyźni, którzy wyłonili się znikąd. Wtargnęli na poddasze,
gdzie siedziała z Christianem. Chłopak rzucił się na nich, z jego
palców wystrzeliły płomienie. Jeden z napastników uderzył go w
głowę czymś twardym i Christian upadł. Nie chciałam, żeby coś
mu się stało, ale nie wolno mi było marnować teraz energii na
zajmowanie się nim. Bałam się o Lissę. Nie mogłam pozwolić,
żeby ją skrzywdzili. Musiałam ją ocalić, zabrać z tego miejsca. Ale
jak to zrobić? Dzieliła nas spora odległość, a ja nie mogłam nawet
wyjść z jej głowy, a co dopiero pobiec na strych.
Napastnicy osaczali Lissę coraz ciaśniejszymi kręgami,
nazywali księżniczką i zapewniali, że są strażnikami. Powtarzali,
że nic jej nie grozi. Rzeczywiście przypominali strażników. Na
pewno byli dampirami. Poruszali się precyzyjnie, jak doskonale
wyszkoleni opiekunowie. Nie rozpoznałam w nich jednak
strażników ze szkoły. Lissa też ich nie znała. Gdyby mówili
prawdę, nie zaatakowaliby Christiana. Nie wiązaliby Lissie rąk i
nie kneblowali jej ust.
Raptem jakaś siła wypchnęła mnie z jej głowy.
Rozejrzałam się po pokoju. Musiałam tam wrócić i dowiedzieć
się, co się stało. Połączenie zazwyczaj wygasało powoli, a tym
razem miałam uczucie, jakby zostało przerwane. Coś ściągnęło
mnie z powrotem do pokoju. Nic z tego nie rozumiałam. Co to
mogło być? Zaraz…
W jednej chwili wszystko zniknęło.
Nie mogłam sobie przypomnieć, o czym myślałam.
Ostatnie minuty zostały wymazane z mojego umysłu. Gdzie
byłam? Z Lissą? Co się z nią stało?
Wstałam i objęłam się ramionami. Bezskutecznie
próbowałam sobie przypomnieć, co się wydarzyło. Lissa. Coś
niedobrego przytrafiło się Lissie.
„Idź do Dymitra – odezwał się głos w mojej głowie. – Nie
zwlekaj”. Oczywiście. Nagle zatęskniłam za nim ciałem i duszą.
Czułam, że muszę do niego biec. To okropne, że nie ma go przy
mnie.
Sam powiedział, żebym go powiadomiła o wszelkich
problemach związanych z Lissą. Nie mogłam tylko sobie
przypomieć, co jej się stało… Nie szkodzi, Dymitr będzie wiedział,
co robić.
Nietrudno było przedostać się do skrzydła dormitorium,
które zajmowali strażnicy. Wartownicy pilnowali tylko, żebym nie
wyszła na zewnątrz. Nie wiedziałam, w którym pokoju mieszka
Dymitr, lecz nieznana siła popychała mnie we właściwym
kierunku. Instynktownie podbiegłam do drzwi i zastukałam, jak
mogłam najgłośniej.
Otworzył po chwili. Brązowe źrenice rozszerzyły się na
mój widok ze zdziwienia.
- Rose?
- Wpuść mnie. Chodzi o Lissę.
Usunął się, żeby zrobić mi przejście. Wyciągnęłam go z
łóżka. Zauważyłam zmiętą pościel w pokoju oświetlonym jedynie
słabym światłem lampki nocnej. Dymitr był w samych spodniach
od pidżamy; nigdy jeszcze nie widziałam jego nagiego torsu.
Wyglądał bosko. Kosmyki ciemnych włosów opadały mu na
brodę. Były wilgotne, jakby mężczyzna właśnie wyszedł spod
prysznica.
- Co się stało?
Dźwięk jego głosu poraził mnie i odebrał mi zdolność
mówienia. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Ta sama siła,
który przyciągnęła mnie do jego pokoju, teraz popychała w jego
ramiona. Zapragnęłam, żeby mnie dotykał, ta myśl zawładnęła
mną całkowicie. Tak bardzo mnie pociągał. Wpatrywałam się w
niego z zachwytem. Działo się coś dziwnego, ale nie chciałam się
nad tym zastanawiać. Nie w tej chwili, kiedy byliśmy razem.
Przewyższał mnie o jakieś trzydzieści centymetrów. Mogłabym
go pocałować, gdyby się nachylił. Położyłam mu rękę na piersi.
Jak cudownie czuć pod palcami jego ciepłą, gładką skórę.
- Rose! – zawołał, cofając się o krok. – Co robisz?
- A jak myślisz?
Przysunęłam się bliżej. Potrzeba dotykania i całowania go
zawładnęła mną bez reszty.
- Jesteś pijana? – spytał, wystawiając rękę w
ostrzegawczym geście.
- Niestety nie. – Nagle ogarnęła mnie niepewność. –
Sądziłam, że chcesz… Nie podobam ci się?
Od dawna czułam napięcie między nami, ale Dymitr ani
razu nie powiedział mi, że jestem ładna. Chwilami sądziłam, że
mu się podobam, chociaż nigdy nie wyraził tego wprost. Wielu
chłopaków zapewniało mnie, że jestem dla nich uosobieniem
seksu, a ja chciałam to usłyszeć od tego jedynego mężczyzny,
którego pragnęłam.
- Rose, nie wiem, co cię napadło, ale musisz natychmiast
wracać do pokoju.
Kiedy znów spróbowałam się do niego zbliżyć,
powstrzymał mnie, chwytając mocno za nadgarstki. W tej samej
chwili zadrżałam i zobaczyłam, że wyraz jego twarzy się zmienił.
Coś w nim drgnęło. Jakby zapomniał o ostrożności zapragnął
mnie równie mocno jak ja jego. Puścił moje ręce i przesunął
dłońmi po ramionach. Objął mnie mocno i spojrzał mi w oczy
pociemniałym, głodnym wzrokiem.
Czułam, jak kładzie mi rękę na karku i wplata palce we
włosy. Drugą ręką ujął mnie pod brodę i uniósł lekko moją twarz,
a potem nachylił się i musnął wargami moje usta.
Zadrżałam.
- Uważasz, że jestem ładna?
Patrzył na mnie z powagą.
- Jesteś piękna.
- Piękna?
- Tak bardzo, że czasem mnie to boli.
Jego usta znów odnalazły moje, muskając je z początku
delikatnie, a potem coraz bardziej natarczywie, namiętnie.
Pocałunki paliły jak ogień. Przesuwał ręce coraz niżej po moich
plecach, aż opadły na biodra. Zebrał palcami tkaninę sukienki i
pociągnął w górę. Topniałam pod jego dotykiem, oszołomiona
pocałunkami. Dymitr unosił sukienkę coraz wyżej, aż wreszcie
ściągnął ją ze mnie przez głowę i rzucił na podłogę.
- Szybko się jej pozbyłeś – sapnęłam. – Myślałam, że ci
się podoba.
- Podoba mi się – oddychał równie ciężko, jak ja. –
Bardzo.
A potem zaniósł mnie do łóżka.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

NIGDY NIE ROZEBRAŁAM SIĘ PRZED mężczyzną. Byłam
przerażona i podniecona zarazem. Położyliśmy się na łóżku i
mocno przywarliśmy do siebie, nie przerywając pocałunków.
Jego ręce i usta zapanowały nad moim ciałem, a dotyk cudownie
palił skórę.
Marzyłam o tej chwili od dawna, a teraz z trudem
mogłam uwierzyć, że dzieje się naprawdę. Zachwycało mnie to, a
bliskość jego ciała przyprawiała o dreszcze. Dymitr patrzył,
jakbym była najseksowniejszą, najwspanialszą dziewczyną na
świecie. Powtarzał moje imię po rosyjsku, mruczał jak modlitwę:
Roza, Roza…
Wciąż słyszałam ów natarczywy głos, który kazał mi biec
do jego pokoju. Ten głos nie należał do mnie, a mimo to nie
umiałam mu się przeciwstawić.
„Zostań z nim, zostań. Nie myśl o niczym. Skup się tylko
na nim. Dotykaj go. Zapomnij o wszystkim”.
Poddawałam się temu nakazowi bez oporu. Ogień
płonący w oczach Dymitra podpowiadał mi, że mój ukochany
chce posunąć się dalej. Nie śpieszył się jednak, pewnie zauważył
moje zdenerwowanie. Pozostał w spodniach. W pewnej chwili
zmieniłam decyzję i znalazłam się nad nim, dotykałam włosami
jego twarzy. Dymitr przechylił lekko głowę, odsłaniając kark.
Przesunęłam palcami po sześciu ledwo widocznych tatuażach.
- Naprawdę zabiłeś sześć strzyg? – Skinął głową. – Fiuuu!
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował w szyję. Poczułam
drapanie jego zębów na skórze, Nie przypominało to ukłucia
wampira, ale było równie podniecające.
- Jestem pewien, że kiedyś mnie prześcigniesz.
- Masz poczucie winy?
- Hmm?
- Z powodu zabijania. W samochodzie mówiłeś, że tak
należy postępować, ale nadal dręczą cię wspomnienia. To
dlatego chodzisz do kaplicy, prawda? Widuję cię tam, a nie
zauważyłam, żebyś uczestniczył w nabożeństwach.
Dymitr uśmiechnął się lekko, zaskoczony i rozbawiony, że
odkryłam jego sekret.
- Skąd ty to wszystko wiesz? Nie, nie czuję się winny…
Czasem ogarnia mnie smutek. Każdy z nich był kiedyś
człowiekiem, dampirem albo morojem. To wielka strata, chociaż,
jak już mówiłem, nie mamy innego wyjścia. Musimy je zabijać.
Nieraz nawiedzają mnie wspomnienia i wtedy chodzę do kaplicy,
żeby o tym pomyśleć. Bywa, że udaje mi się odnaleźć tam spokój,
ale nieczęsto. O wiele spokojniejszy jestem przy tobie.
Znowu okrywał mnie pocałunkami, coraz bardziej
niecierpliwie. Coraz bardziej namiętnie. „O Boże – pomyślałam. –
To się wreszcie stanie. Teraz. Czuję to”.
Zrozumiał, że podjęłam decyzję. Uśmiechał się, wsuwając
mi ręce pod głowę i rozpinając łańcuszek z wisiorkiem od
Wiktora. Położył go na stoliku nocnym. W tej samej chwili
poczułam, jakby ktoś wymierzył mi policzek. Zamrugałam
powiekami ze zdziwienia. Dymitr musiał mieć podobne uczucia.
- Co się stało? – spytał.
- Nie wiem. – Odniosłam wrażenie, że budzę się z
długiego, wielodniowego snu. Musiałam sobie przypomnieć.
Lissa. To miało związek z Lissą.
W mojej głowie zapanowała cisza. Nie czułam bólu ani
oszołomienia… Głos, który popychał mnie do Dymitra, ucichł.
Nadal go pragnęłam. Wciąż wydawał mi się pociągający, z
brązowymi kosmykami włosów opadającymi wokół twarzy.
Byłam pewna, że nikt nie wzbudził we mnie tych uczuć. A jeszcze
przed chwilą… Dziwne.
Strażnik zmarszczył brwi. Widziałam, że stracił ochotę na
seks. Zastanawiał się nad czymś, a potem sięgnął po naszyjnik. W
tej samej chwili znów ogarnęło go pożądanie. Przesunął ręką po
moim udzie, jego dotyk rozpalał mnie. Poczułam ściskanie w
dołku. Zaczęłam ciężko oddychać. Jego usta nachylały się coraz
bliżej. Nie wiem, jak udało mi się opanować.
- Lissa – wyszeptałam, zaciskając powieki. – Muszę ci coś
powiedzieć o Lissie… Nie mogę sobie przypomnieć co. Dziwnie
się czuję.
- Ja też. – Dymitr oparł policzek na moim czole. – Coś tu
nie gra… - Odsunął się, a ja otworzyłam oczy. – To przez
naszyjnik. Czy to ten sam, który podarował ci książę Wiktor?
Skinęłam głową, widząc, z jakim trudem Dymitr usiłuje
skupić myśli. Westchnął głęboko i zabrał rękę z mojego uda.
- Co robisz? – prawie krzyknęłam. – Wracaj…
Dużo go to kosztowało. Wstał jednak i zabrał naszyjnik.
Przez chwilę czułam, jakby zabierał część mnie samej, ale to
wrażenie szybko minęło. Powoli odzyskiwałam zdolność
myślenia.
Dymitr wciąż zmagał się z pożądaniem. Podszedł do okna
i je otworzył. Do pokoju wtargnęło zimne powietrze. Zmarzłam,
więc zaczęłam rozcierać ramiona.
- Co chcesz zrobić?! – Nagle zrozumiałam. Wyskoczyłam z
łóżka w chwili, gdy naszyjnik zniknął za oknem. – Nie! Czy wiesz,
ile…?
Błyskawicznie doszłam do siebie. Odczułam to bardzo
boleśnie. Rozejrzałam się po pokoju. Byłam u Dymitra. Naga.
Spojrzałam na zmiętą pościel.
Kolejna myśl dotarła do mnie z jeszcze większą siłą.
- Lissa! – wrzasnęłam. Przypomniałam sobie. Powróciły
intensywne emocje, które od niej odebrałam. Jeszcze większy
strach. Przerażenie. Te uczucia chciały mnie wessać do jej ciała,
ale musiałam stawić im opór. Jeszcze nie teraz. Wysiłkiem woli
zostałam tam, gdzie byłam. Połykając słowa w pośpiechu,
zrelacjonowałam Dymitrowi, co się wydarzyło.
Nie czekał, aż skończę. Natychmiast zaczął się ubierać,
nakazując mi zrobić to samo. Rzucił mi bluzę z nadrukiem
zapisanym cyrylicą, którą wciągnęłam na skąpą sukienkę.
Wyglądał jak gniewne bóstwo. Z trudem za nim
nadążałam, zbiegając po schodach. Przed kwaterą główną straży
panowało spore zamieszanie. Ktoś kogoś wołał, wydawano
rozkazy. Weszłam za Dymitrem do środka. Zobaczyłam Kirową i
większość nauczycieli. Było też wielu strażników. Wszyscy mówili
jednocześnie. Przez cały czas odbierałam przerażenie Lissy;
wiedziałam, że oddala się coraz bardziej.
Krzyknęłam, żeby się pośpieszyli, ale nikt poza Dymitrem
nie wierzył w moją historię o napaści na Lissę. Na szczęście
sprowadzono Christiana, który potwierdził, że Lissa została
porwana.
Przyprowadzili go dwaj strażnicy. Po krótkiej chwili
zjawiła się doktor Olendzka. Zbadała Christiana i zajęła się jego
raną z tyłu głowy.
Pomyślałam, że teraz wreszcie coś zrobią.
- Wiesz, ile było strzyg? – spytał mnie jeden ze
strażników.
- Jak one się tu dostały? – dziwił się ktoś inny.
Nic nie rozumiałam.
- To nie były strzygi!
Kilka par oczu zwróciło się w moją stronę.
- Tylko strzygi mogły ją porwać – żachnęła się Kirowa. –
Musiałaś się pomylić w swojej… wizji.
- Nie pomyliłam się. Jestem tego pewna. To byli strażnicy.
- Ma rację – wymamrotał Christian. Skrzywił się, kiedy
lekarka dotknęła jego głowy. – Strażnicy.
- To niemożliwe – wtrącił czyjś głos.
- Nie mówię o szkolnych opiekunach. – Rozcierałam
czoło, starając się za wszelką cenę zostać z nimi, mimo że Lissa
przyciągała mnie coraz silniej. Zirytowałam się. – Ruszycie się
wreszcie? Są coraz dalej!
- Chcesz powiedzieć, że grupa wynajętych strażników
wtargnęła na teren szkoły i porwała Lissę? – To głosu dyrektorki
sugerował, że podejrzewa mnie o wygłupy.
- Tak – wycedziłam przez zęby. – Oni…
Powoli, ostrożnie, przestałam się opierać i wniknęłam do
ciała Lissy. Znajdowałam się w samochodzie, bardzo kosztownym
aucie z przyciemnionymi szybami. W środku panował mrok, ale
na zewnątrz było widno. Prowadził jeden ze strażników, których
widziałam na strychu kaplicy. Drugi siedział obok. Rozpoznałam
go. Był to Spiridon. Lissę posadzili z tyłu, związaną. Pilnował jej
trzeci strażnik, a z drugiej strony…
- Pracują dla Daszkowa – jęknęłam, powracając do
Kirowej. – To jego strażnicy.
- Dla księcia Wiktora Daszkowa? – prychnął jakiś strażnik.
Jakby istniał inny Wiktor Daszkow.
- Błagam – przycisnęłam ręce do głowy. – Zróbcie coś. Są
już daleko. Jadą… - zerknęłam pośpiesznie przez szybę. –
Osiemdziesiątą trzecią. Kierują się na południe.
- Są już na osiemdziesiątej trzeciej? To kiedy stąd
wyjechali? Dlaczego przyszliście dopiero teraz?
Spojrzałam błagalnie na Dymitra.
- Książę użył magii wpływu – powiedział spokojnie. –
Posłużył się naszyjnikiem, który podarował Rose. Zmusił ją, żeby
mnie zaatakowała.
- Nikt nie używa magii wpływu – sprzeciwiła się Kirowa. –
Zaginęła przed wiekami.
- A jednak. Minęło sporo czasu, zanim zdążyłem ją
obezwładnić i odebrać naszyjnik – ciągnął Dymitr. Był niezwykle
opanowany. Nikt nie śmiałby podważyć jego słów.
Grupa strażników ruszyła nareszcie do akcji. Nie chcieli
mnie zabrać, ale Dymitr przekonał ich, że potrafię odnaleźć Lissę.
Trzy patrole wsiadły do eleganckich czarnych SUV-ów. Jechałam
w pierwszym wozie na miejscu pasażera, u boku Dymitra. Mijały
minuty. Raz po raz zdawałam mu raporty.
- Wciąż jadą osiemdziesiątą trzecią… Niedługo skręcą. Nie
przekraczają dozwolonej prędkości. Nie życzą sobie spotkania z
policją.
Dymitr kiwnął głową, nie patrząc na mnie. On nie
przejmował się drogówką.
Zerknęłam na niego z ukosa, wspominając wydarzenia
tego wieczoru. Oczami wyobraźni widziałam, jak wtedy na mnie
patrzył, czułam jego pocałunki.
Co to było? Iluzja? Sztuczka? Kiedy szliśmy do
samochodu, powiedział mi, że naszyjnik został zaczarowany.
Zadziałał urok pożądania. Nigdy o nim nie słyszałam. Dymitr nie
chciał powiedzieć nic więcej. Stwierdził, że ten rodzaj magii
stosowali dawniej panujący nad żywiołem ziemi, ale w naszych
czasach już nikt go nie praktykuje.
- Skręcili – poinformowałam. – Nie widzę nazwy ulicy, ale
rozpoznam to miejsce.
Dymitr chrząknął na znak, że rozumie, a ja zapadłam się
głębiej w siedzenie.
Jakie znaczenie miało to, co się wydarzyło między nami?
Czy było dla niego tak ważne jak dla mnie?
- Tędy – oznajmiłam piętnaście minut później, wskazując
wyboistą, wysypaną żwirem drogę, w którą skręcił samochód
Wiktora. Nasz luksusowy SUV okazał się niezawodny. Jechaliśmy
w milczeniu, jedynym dźwiękiem był zgrzyt żwiru spod opon.
Wzbijaliśmy wokół wozu chmurę pyłu.
- Znowu skręcamy.
Znajdowaliśmy się już daleko od głównej drogi, cały czas
na tropie uciekinierów. Nareszcie samochód Wiktora się
zatrzymał.
- Wysiedli przed małym domkiem – powiedziałam. –
Wyprowadzają ją…
„Dlaczego to robicie? O co chodzi?”.
Lissa. Skulona i przerażona. Znów pochłonęła mnie
intensywność jej uczuć.
- Chodź, dziecko. – Wiktor ruszył chwiejnym krokiem w
stronę chaty, opierając się na swojej lasce. Jeden ze strażników
otworzył drzwi. Drugi popchnął Lissę do środka i posadził na
krześle przy niewielkim stoliku. Wewnątrz panował chłód. Lissa
marzła w różowej sukience. Wiktor usiadł naprzeciw niej. Chciała
wstać, ale strażnik skarcił ją wzrokiem. – Myślisz, że mógłbym cię
skrzywdzić?
- Co zrobiliście Christianowi?! – krzyknęła, ignorując
pytanie. – Nie żyje?
- Chłopiec Ozerów? Nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Nie
spodziewaliśmy się go zastać w twoim towarzystwie. Mieliśmy
nadzieję, że będziesz sama. Wtedy wszyscy uznaliby, że uciekłaś.
Rozpuściliśmy już stosowne plotki.
My?
Przypomniałam sobie, kto rozpowiadał najwięcej nowin
w tym tygodniu… Nathalie.
- Co teraz będzie? – książę westchnął, rozkładając ręce. –
Nie wiem. Wątpię, czy ktoś kieruje podejrzenia na nas, nawet
jeśli nie uwierzą w twoją ucieczkę. Największe zagrożenie
stwarza Rose. Zamierzaliśmy ją… unieszkodliwić. Władze szkoły
uznałyby wówczas, że ulotniła się razem z tobą. Niestety,
przedstawienie, które urządziła na tańcach, przekreśliło tę
możliwość. Udało mi się jednak skutecznie odwrócić jej uwagę…
Myślę, że do jutra mamy ją z głowy. Potem się nią zajmiemy.
Wiktor nie przewidział, że Dymitr rozszyfruje jego plan.
Był przekonany, że nie rozstaniemy się aż do rana.
- Dlaczego? – spytała Lissa. – Czemu to zrobiłeś?
Zielone oczy Daszkowa rozbłysły. Przypominał teraz jej
ojca. Łączyło ich dalekie pokrewieństwo, ale wszyscy
Dragomirowie i Daszkowowie mieli ten sam jadeitowo-zielony
kolor źrenic.
- Doprawdy, dziwi mnie twoje pytanie, moja droga.
Potrzebuję cię. Musisz mnie uzdrowić.

Drugi fragment z następnej części:


- Ach, Dragomirowie – zamyślił się. – Zapomniałem o nich.
Nic dziwnego. Została tylko jedna, może ktoś jeszcze? Nie warto
zaprzątać sobie nimi głowy. – Zwrócił na mnie straszliwy wzrok. –
Czyżbyś ich znała? Wkrótce się ich pozbędę. To nie powinno by
trudne…
W tym momencie pokój wypełnił potężny huk. Wielkie
akwarium pękło na drobne kawałki. Nie widziałam
rozpryskującego się szkła. Woda zalewała pokój, wielka fala płynęła
w stronę Izajasza. Oniemiałam.
Wampir również przyglądał się temu w bezruchu,
przynajmniej do chwili, gdy woda podpłynęła mu do gardła. Zaczął
się dusić.
Wiedziałam, że nie można go zabić w ten sposób, ale z
pewnością uda się go unieruchomić na dłużej.
Uniósł ręcę, starając się rozgarniać wodę. Na próżno. Elena
zapomniała o Masonie i skoczyła na równe nogi.
- Co to jest?! – zaskrzeczała. Potrząsała Izajaszem,
bezskutecznie usiłując go wyrwać ze strug wody. – Co się dzieje?
Wciąż nic nie czułam. Zacisnęłam rękę na dużym odłamku
szkła z rozbitego akwarium. Końcówka zwężała się niczym ostrze
sztyletu. Szkło rozcięło mi skórę.
Jednym susem znalazłam się przy Izajasz i wbiłam mu
odłamek prosto w pierś. Celowałam w serce, pamiętając, czego
nauczyłam się na treningach.
Izajasz wydał zduszony okrzyk i osunął się na podłogę.
Przewrócił oczami i zastygł w bezruchu.
Elena wpatrywała się w jego ciało i była równie wstrząśnięta
jak ja, kiedy zginął Mason. Oczywiście nie zabiłam jej towarzysza,
ale obezwładniłam go na dłuższy czas. Twarz Eleny wyrażała
najwyższe zdumienie. Nie sądziła, że ktokolwiek może pokonać
Izajasza.
Powinnam wykorzystać okazję i wybiec na światło słoneczne.
Ale ja ruszyłam w przeciwnym kierunku. Podbiegłam do kominka i
ściągnęłam stary miecz wiszący na ścianie. Skierowałam go
przeciwko strzydze. Otrząsnęła się i już szła w moją stronę.
Dyszała wściekłością, obnażając kły. Usiłowała chwycić mnie
w swoje szpony. Nie umiałam posługiwać się mieczem, lecz uczono
mnie wykorzystywać wszelkie dostępne przedmioty jako broń.
Wymachiwałam żelazem, żeby utrzymać strzygę w bezpiecznej
odległości. Poruszałam się niezdarnie, ale byłam skuteczna.
Białe kły połyskiwały groźnie.
- Sprawię, że będziesz…
- Cierpiała, żałowała, że się urodziłam? – podsunęłam.
Przypomniało mi się treningowe starcie z matką, kiedy
ograniczałam się wyłącznie do obrony. Tym razem musiałam
przejść do ataku. Wykonałam pchnięcie, potem drugie, ale Elena
potrafiła przewidzieć każdy mój ruch.
Nagle dosłyszałam ciszy jęk Izajasza. Odzyskiwał
przytomność. Elena lekko odwróciła głowę, a ja błyskawicznie
wbiłam jej ostrze w pierś. Rozcięłam jej koszulę i lekko zraniłam,
nic więcej. Mimo to przestraszyła się. Sądzę, że wciąż miała w
pamięci szkło przebijające pierś jej towarzysza.
Tylko tego było mi potrzeba.
Zebrałam resztki siły, cofnęłam się nieco i zamachnęłam
mieczem.
Ostrze trafiło w szyję strzygi i zagłębiło się w jej skórze. Elena
wydala z siebie krzyk przyprawiający o ciarki. Usiłowała się do
mnie zbliżyć. Cofnęłam się o krok i uderzyłam ponownie. Strzyga
złapała się gardło, kolana się pod nią ugięły. Uderzałam raz po raz,
zatapiając ostrze coraz głębiej. Ścięcie głowy okazało się trudniejsze,
niż sądziłam. Co gorsza, miałam do dyspozycji wiekowe i tępe
narzędzie.
W którymś Momocie opamiętałam się i dostrzegłam, że ciało
Eleny przestało się ruszać, a jej głowa leży nieco dalej. Nieruchome
oczy wpatrywały się w sufit ze zdumieniem, jakby ona również nie
mogła uwierzyć, w to co się stało.
Ktoś krzyczał i w pierwszej chwili przyszła mi do głowy
absurdalna myśl, że to ona. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam
w drzwiach Mię. Miała nieprzytomny wzrok i zielony odcień skóry,
jakby chciała zwymiotować. Uświadomiłam sobie, że to ona rozbiła
akwarium, posługując się magią wody. Nie miałam racji, mówiąc że
jest bezużyteczna w walce.
Tymczasem Izajasz chwiejnie stanął na nogach. Nie
dopuściłam, by doszedł do siebie. Uderzałam mieczem,
rozpryskując wokół krew. Wampir upadł na podłogę, rycząc z bólu.
Wciąż miałam przed oczami śmierć Masona. Cięłam mieczem na
oślep, wkładając w co całą energię, jakbym usiłowała w ten sposób
usunąć bolesne wspomnienie.
- Rose! Rose!
Nienawiść przesłaniała mi świat, ledwo rozpoznawałam głos
Mii.
- Rose, on nie żyje!
Niechętnie opuściłam miecz i spojrzałam na ciało leżące u
moich stóp. Odcięłam mu głowę. Mia miała rację. Izajasz był
martwy. Zupełnie martwy.
Powiodłam wzrokiem po salonie. Wszędzie widziałam krew,
ale nie do końca uświadamiałam sobie grozę tej sceny.
Skoncentrowałam się na najprostszych zadaniach, zdarzenia
następowały w spowolnionym tempie. Zabić strzygi. Chronić
Masona. Nie umiałam myśleć o niczym innym.
- Rose… - wyszeptała Mia. Drżała, w jej głosie słyszałam lęk.
To mnie się bała. – Musimy już iść. Chodź.
Odwróciłam od niej wzrok i spojrzałam na szczątki Izajasza.
Potem podeszłam do ciała Masona, wciąż zaciskając palce na
rękojeści miecza.
- Nie – wychrypiałam. – Nie mogę go zostawić. Mogą pojawić
się inne strzygi i…
Poczułam pieczenie pod powiekami, jakbym zaraz miała się
rozpłakać. Nie wiedziałam, co czuję. Wciąż jeszcze panowała nade
mną żądza krwi, nadal buzowała we mnie nienawiść.
- Wrócimy po niego – przekonywała Mia. – Musimy uciekać,
zanim pojawią się inne bestie…
- Nie – powtórzyłam, nie patrząc w jej stronę. – Nie zostawię
go samego. – Wolną ręką pogłaskałam Masona po włosach.
- Rose…
Podniosłam głowę.
- Wynoś się stąd! – krzyknęłam. – Wynocha, zostaw nas
samych!
Mia spróbowała się zbliżyć, a wtedy uniosłam miecz. Zamarła
w bezruchu.
- Wyjdź stąd – powiedziałam. – Poszukaj reszty.
Zawróciła i powoli skierowała się do drzwi. Przed wyjściem
rzuciła mi ostatnie rozpaczliwe spojrzenie. Potem wybiegła na
zewnątrz.
Zapadła cisza. Zwolniłam nieco ucisk na rękojeści, ale nie
odważyłam się odłożyć broni. Położyłam głowę na piersi Masona.
W tamtej chwili wszystko straciło dla mnie znaczenie: świat
przestał się liczyć, nie czułam upływu czasu. Minęło tak kilka
sekund, a może godzin. Nie wiem. Wiedziałam tylko, że nie wolno
mi zostawić Masona samego. Przeniosłam się do innego wymiaru
świadomości, jedynego, w którym ból i smutek były do
wytrzymania. Nie mogłam uwierzyć, że zginął. Nie ogarniałam
tego rozumem, a przecież ja również właśnie pozbawiłam życia
dwie istoty. Nie przyjmowałam tego do wiadomości, udawałam, że
to się nie wydarzyło.
Jak przez mgłę usłyszałam kroki i głosy. Uniosłam głowę. Do
pokoju weszło mnóstwo ludzi. Nie rozpoznawałam ich. Zagrażali
Masonowi. Musiałam go chronić. Ktoś próbował się zbliżyć, więc
zerwałam się, unosząc miecz.
- Ani kroku dalej! – warknęłam ostrzegawczo. – Nie zbliżajcie
się do niego!
Szli dalej.
- Stać! – wrzasnęłam.
Tym razem posłuchali. Wszyscy z wyjątkiem jednej osoby.
- Rose – usłyszałam łagodny głos. – Odrzuć miecz.
Ręce mi zadrżały. Przełknęłam ślinę.
- Zostawcie nas!
- Rose.
Znowu ten głos, który poznałabym na końcu świata.
Zawahałam się. Powoli, niechętnie rozejrzałam się wokół.
Zaczynałam rejestrować szczegóły. Skupiłam wzrok na mężczyźnie,
który stał przede mną. Zobaczyłam brązowe oczy Dymitra, jego
łagodny i stanowczy wzrok.
- Już dobrze – powiedział. – Wszystko będzie dobrze. Możesz
odłożyć broń.
Ręce drżały mi jeszcze bardziej, odmawiając posłuszeństwa.
Nie wypuszczałam miecza.
- Nie mogę! – jęknęłam z bólem. – Nie zostawię go samego.
Muszę go chronić.
- Już to zrobiłaś – uspokoił mnie Dymitr.
Miecz upadł na podłogę z głośnym szczękiem. Osunęłam się
na kolana. Chciałam płakać, ale nie mogłam.
Dymitr pochwycił mnie w ramiona i pomógł wstać. Zaczęłam
rozpoznawać pojedyncze głosy przybyszów. Otaczali mnie ci,
których znałam i którym ufałam. Dymitr pociągnął mnie do
wyjścia, ale stawiałam opór. Nie mogłam opuścić Masona.
Zacisnęłam palce na koszuli strażnika. Wciąż obejmując mnie jedną
ręką, drugą delikatnie odgarnął mu włosy z twarzy. Oparłam głowę
na jego piersi. Dymitr głaskał mnie po włosach, szepcząc coś po
rosyjsku. Nie rozumiałam słów, ale działały kojąco.
Strażnicy przeszukiwali dom centymetr po centymetrze. Kilku
podeszło do nas i uklękło przy ciałach, na które nie mogłam
spojrzeć.
- Sama to zrobiła? Zabiła oboje?
- Przecież ten miecz nie był ostrzony od lat!
Słowa uwięzły mi w gardle. Dymitr ścisnął mnie za ramię.
- Zabierz ją stąd, Belikow. – Usłyszałam znajomy kobiecy głos.
Dymitr popchnął mnie lekko w stronę wyjścia.
- Chodźmy, Roza. Pora wracać.
Posłuchałam go. Wyprowadził mnie na zewnątrz,
podtrzymując, żebym nie upadła. Mój umysł wciąż był
zablokowany na to, co się wydarzyło. Jak robot byłam zdolna
jedynie do najprostszych czynności, posłusznie wykonując
polecenia.
Usadowiono mnie w helikopterze należącym do Akademii.
Słyszałam warkot silników – za chwilę mieliśmy wystartować.
Dymitr szepnął, że zaraz wraca, i odszedł. Patrzyłam prosto przed
siebie.
Ktoś usiadł obok i otulił mnie kocem. Dopiero wtedy
zauważyłam, że nadal dygoczę. Owinęłam się szczelniej miękką
tkaniną.
- Zimno mi – powiedziałam. – Dlaczego tak się trzęsę?
- Wciąż jesteś w szoku – wyjaśniła Mia.
Odwróciłam głowę i wpatrzyłam się w jej jasne loki oraz
wielkie niebieskie oczy. Jej widok obudził koszmarne obrazy,
pospiesznie zacisnęłam powieki.
- O Boże! – westchnęłam. Otworzyłam oczy i znów na nią
spojrzałam. – Uratowałaś mnie. Ocaliłaś mi życie, rozbijając to
akwarium. Nie powinnaś. Nie należało wracać.
Mia wzruszyła ramionami.
- A ty nie powinnaś sięgać po miecz.
Słusznie.
- Dziękuję – powiedziałam. – To, co zrobiłaś… Nigdy nie
przyszłoby mi do głowy. Błyskotliwe posunięcie.
Uśmiechnęła się i rzuciło cicho:
- Woda jest bezużyteczna w walce, pamiętasz?
Zaśmiałam się krótko.
- Woda stanowi potężną broń – powiedziałam w końcu. – Po
powrocie zaczniemy ćwiczyć inne możliwości zastosowania jej w
walce.
Twarz dziewczyny promieniała.
- Bardzo bym chciała. Najbardziej na świecie.
- Przykro mi… z powodu twojej mamy.