4.05.2013

Ostatni płomień wiru cz.42

Jagoda Lee- Dzięki. Współczuje. Nawet słodkie to imię. Jeszcze raz dzięki
Marta Anonim- co?! nie!! jeszcze nie! przecież Mikoto ślubu nie miała. Mam taką nadzieje. Dzięki.

- Co masz zamiar zrobić?
- Zasnąć z tobą w ramionach. A co?- zapytał i zamknął powieki. Oplotłam go zza szyję i poszłam w jego ślady…. Obudziło mnie uderzenie twarzom w poduszkę. Podniosłam się do siadu. Minato właśnie wychodził z łazienki. Była szósta czterdzieści. Podniosłam się z łóżka, opatuliłam kołdrą, poszłam do łazienki, kołdrę zostawiłam w niej. Wykonałam poranną toaletę. Weszłam do garderoby, założyłam czarne spodenki do polowy ud, różową podkoszulkę na bez rękawów, do tego rękawiczki, ochraniacze na łokcie. Minato miał na sobie strój shinobi z Liścia. Wyszliśmy na trening. Byliśmy na tej samej polanie co mój pierwszy trening z lisem. Zaczęłam się rozgrzewać, poszedł w moje ślady.
- To co trenujemy?- zapytałam uradowana.
- Może twoją szybkość?
- Nie jestem aż taka wolna!
- Może. Ale ode mnie to jesteś strasznie wolna.- powiedział z rozbawieniem w głosie.
- A weź się odczep!!- powiedziałam wkurzona. Zaczął się śmiać.- Z czego się tak śmiejesz?!- wykrzyknęłam mu prosto w twarz.
- Jeśli chcesz abym się zamknął i dostać odpowiedź musisz mnie najpierw złapać.- powiedział chichocząc. Spiorunowałam go wzrokiem.
- Dobra dattebane…- gdy chciałam coś jeszcze powiedzieć zniknął mi z pola widzenia.- Kuso!- powiedziałam. Wyjęłam jego kunai, przejechałam nim po lewej ręce. Krew zaczęła spływać po mojej ręce. Zrobiłam to samo z drugą rękom. Gdy zabierałam się do brzucha, poczułam jak ktoś wykręca mi ręce do tyłu. Uśmiechnęłam się przebiegle. Kilka kropli krwi było na ubraniu Minato. Moje rany zagoiły się a on zniknął. Wykonałam kilka pieczęci i zaczęłam biec na północny-zachód. Po trzech minutach biegu ujrzałam czuprynę ukochanego. Przyśpieszyłam skakałam z gałęzi na gałąź. Jedno trzeba było przyznać. Był cholernie szybki. Z trudem go dogoniłam, ale udało się to po dziesięciu minutach. Skoczyłam mu na plecy, przewracając nas na łąkę. Złapał mnie w talii. Zaczęliśmy turlać się z małego wzgórza. Śmialiśmy się. Zatrzymaliśmy się tuż przed wodą. Szybko rozejrzałam się w sytuacji. Leżałam na nim, miał ograniczone pole ruchu. Zaśmiałam się przebiegle.
- Chyba nie chcesz…
- Czas na rewanż. Łaskotki!!!- powiedziałam i zaczęłam go łaskotać. Śmiał się. Też się śmiałam, ale nie przestawałam go łaskotać.
- Kush…. Kushi…. Kushina…. przestań….- mówił pomiędzy napadami śmiechu.
- Nie.
- No… prosz… hahahahahahahahahahaha!!!!!-  przerwał mu napad śmiechu.
- Co mówiłeś? Nie zrozumiałam.
- No…. Proszę!!! Przestań!!!! Hahahahahahahahahahahahaha!!!!- powiedział ze słodkim śmiechem.
- No nie wiem.
- No proszę!!
- No dobra…. Ale…
- Ale… co…- wydukał pomiędzy napadami śmiechu.
- Ale za to…. Będziesz miał zrobioną kąpiel!!- zaśmiałam się. Złapałam go za ręce i wrzuciłam do wody. Gdy się z niej wynurzył był cały mokry. Kropelki wody spływały po nim. Wyglądał jak anioł. Chwila mojej nieuwagi i już znajdowałam się w wodzie.
- Umrzesz Minato!!!
- Wątpię.
- Pomożesz?- spytałam. Z uśmiechem podał mi dłoń. Złapałam ją i pociągnęłam go do siebie. Zaczęłam go podtapiać. Odwdzięczał mi się tym samym. Po trzech godzinach zabaw w wodzie wyszliśmy na suchy ląd.
- Ciekawy trening.- stwierdziłam.
- Popieram.- powiedział zmęczonym głosem.- Masz parę.
- Teraz to zauważyłeś dattebane?
- Nie powiem.
- Dlaczego?
- Bo to moja słodka tajemnica kruszynko.- gdy to powiedział dotknął mnie w czubek nosa.
- Jesteś niemożliwy.
- Dziękuje.- powiedział z uśmiechem. Przewróciłam oczami. Zaśmiał się.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też mój blondasie.- odpowiedziałam z złośliwym uśmiechem.
- Oberwiesz za tego blondasa.- stwierdził i położył się na mnie. Nie wiem kiedy w jego dłoniach pojawił się sznur. Związał mi ręce i nogi.
- Co ty…- nie dokończyłam bo zaczął robić mi malinki.- Minato!! Przestań!!! Proszę!!
- Nie. Kara musi być.
- Uważaj z tymi karami. Bo ja mogę ci zrobić taką, że będziesz żałował dattebane.
- Niby jaką?
- Najpierw powiedz , że przestaniesz.
- Nie ma tak łatwo.
- No dobra. Jeśli nie przestaniesz, w ciągu czterech sekund, to już nigdy nic ci nie ugotuję.- gdy to powiedziałam przestał robienie malinek.
- Jak możesz być taka okrutna?
- A no mogę.
- Ale jesteś.- powiedział ze zrezygnowaniem i zaczął mnie rozwiązywać.
- Jaka?
- Nie powiem.
- Dlaczego?
- Bo nie.
- Proszę.
- Nie.
- No proszę.
- Nie.
- Co dalej robimy?
- Może sparing?
- Dobra.- powiedziałam z entuzjazmem…. Zapamiętać. Nigdy , ale to przenigdy nie walczyć z Minato.







3 komentarze:

  1. Genialne, chyba znalazłam powód mojego zrypanego humoru to twoje notki one są the Best za każdym razem jak czytam twoje opowiadanie nie mogę przestać się śmiać czekam na następną notkę ;D Gify też bardzo fajne pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też chcę taki trening, un >.<!!! Dobry sposób na przywołanie Minato: pociąć się! Muszę spróbować! Przez to "pocinanie się" przypomniała mi się moja rozmowa z przyjaciółką na obozie o 3 w nocy:

    - Wiesz co?- spytałam ją.- Chyba się potnę!
    - Czemu?!- przeraziła się.
    - Bo mi się nudzi…- wzruszyłam ramionami, a ona wybuchnęła śmiechem… Nawet nie wiem czemu…

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdział. Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Świetnie! A czemu nie komentujesz? Każdy komentarz pomaga mi w dalszym pisaniu ♥♥♥ Więc proszę zostaw komentarz bo nawet napisanie go nie zabierze ci dużo czasu...♥♥♥