- Kushina czy coś się stało?- usłyszałam zatroskany głos Saturobiego.
- On…. To niemożliwe…. Przecież go…. Jak to…. Dlaczego on…. Nie wierzę…. Czy nawet tego nie mogłam zrobić…. Ale jak…. Przecież nikt by tego nie wytrzymał…. Nie…. Nie!!!- nie mogłam się wysłowić. Jak to możliwe , że ten dupek nadal oddycha!! Przecież zabiłam tego psa!!! To niemożliwe!!! Moje dłonie upuściły teczkę, zamiast tego powędrowały do moich włosów i zaczęły je ciągnąc. Upadłam bezsilna na kolana. Zamknęłam oczy. Zaczęłam sobie przypominać nasze starcie. Biegł na mnie z kataną. Robiłam zwinnie uniki. Nagle jego katana przeszyła moje serce na wylot. Wyjął ją z mojego ciała a mnie odepchnął na drzewo. Śmiał się. Szybko wykonałam pieczęć , której nauczył mnie bóg śmierci. Moje serce było naprawione. Przywołałam pomocników śmierci. Ci się na niego rzucili i zaczęli rozrywać na kawałki. Gdy był cały poćwiartowany, ja się uśmiechnęłam. Powróciłam do rzeczywistości. Zaciskałam dłonie na włosach. Poczułam jak ktoś podnosi mnie z ziemi i zabiera ręce z włosów. Otworzyłam oczy. Przede mną stał Minato z zatroskanym wyrazem twarzy. Złapał mnie za ramiona i lekko mną potrząsnął. Trochę to na mnie podziałało.
- Kushina co się stało?- zapytał pewnym tonem.
- To niemożliwe.
- Co jest niemożliwe?
- To, że on…
- Co on? Ten koleś z teczki?- dopytywał się Minato. Nic nie zdołałam powiedzieć, tylko pokiwałam głową na tak. Nagle drzwi do gabinetu się otworzyły i katana leciała na Saturobiego. Od razu ją rozpoznałam. Bez wahania wyrwałam się z uścisku Minato i stanęłam na drodze katanie. Przebiła moje serce na wylot. Znowu usłyszałam ten pieprzony śmiech. Szybkim ruchem wyjęłam katanę z ciała. Wykonałam tę samą pieczęć co wtedy. Zobaczyłam jego przerażone spojrzenie gdy mnie ujrzał. Szybko wybiegłam z gabinetu i rzuciłam w niego jego własność. Przebiła mu nogę. Upadł na ziemię a ja w tym czasie już przy nim byłam. Przycisnęłam go nogą do ziemi. Złapałam jego ręce, które następnie wykręciłam do tyłu. Jęknął z bólu. Z brutalnością podniosłam go z ziemi. Przybliżyłam swoje usta do jego ucha i wyszeptałam:
- Dlaczego ty jeszcze oddychasz?
- Puszczaj mnie!!- zawołał z przerażeniem w głosie.
- O nie ma tak szybko. Najpierw odpowiesz mi na to pytanie, a następnie idziesz ze mną do Suny na twoją śmierć. No więc powtórzę teraz pytanie , a ty masz mi powiedzieć prawdę. Bo jak nie, to zaraz pożegnasz się z życiem.
- Ha! Oni znowu mnie ożywią.
- Tym razem nie popełnię tego błędu. Powiedz mi kto ciebie ożywił?
- To nie było tamto pytanie.
- Tak. Jak byś nie zauważył już mi na nie odpowiedziałeś.
- Nie powiem ci.- powiedział z uśmiechem. Ah tak! No to teraz patrz psie jeden! Wzmocniłam uścisk na jego rękach, przekręciłam się z nim i przycisnęłam do ściany. Moc tego uderzenia była taka, że jego gęba się w niej odcisnęła. Przycisnęłam go mocniej do niej. Zaczął krzyczeć z bólu. Nagle za mną wyszli z dymu dwóch członków AMBU.
- Weźmiemy go.- powiedział jeden z nich. Spojrzałam na niego. Miał czarne włosy sięgające do ramion. Na masce miał sokoła. Prychnęłam.
- Wole wam nie dawać tego śmiecia bo wam znowu ucieknie.- powiedziałam do nich po czym odsunęłam tego dupka od ściany.- Ty idziesz ze mną do Hokage. Muszę się spytać czy mogę teraz wyruszyć z tobą do Suny. Mam nadzieje , że Kazekage osobiście pozwoli mi cię znowu zabić.
- Zamknij się suko!- powiedział po czym opluł mnie krwią. Zamiast otrzeć twarz, znowu go przycisnęłam do ściany.
- Radzę się tobie zamknąć. Jeśli ci życie miłe.- powiedziałam z pogardą w głosie. Pchałam go do gabinetu Hokage. Dwójka AMBU szła po moich bokach. Bez pukania weszłam do gabinetu.
- Hokage-sama czy mogę od razu wyruszyć do Suny?
- Wiesz…
- Och, co nie stęskniłaś się za mną?- przerwał mu. Przybliżyłam usta do jego ucha.
- Posłuchaj mnie psie. Jeszcze jedno słowo, a od razu wyrwę ci duszę. Jasne?- powiedziałam złowrogim tonem. Ciarki przeszły mu po plecach.
- J… ja …. Jasne…
- No to dobrze. Możesz dokończyć?
- Tak. Wiesz , że jest już noc i on może ci uciec.
- A to. On nic nie zrobi. Poza tym nie będzie miał okazji. Teleportuje się z nim od razu do biura Kazekage.
- No dobrze, ale masz od razu wrócić.
- Hai. A ty tylko spróbuj coś zrobić w Sunie, a już nie będę taka miła.- powiedziałam do niego z mordem w oczach.
- Już się boję. Raz już wyszłem cało ze spotkania z tobą i teraz też tak będzie.
- O nie.- powiedziała po czym moja prawa dłoń walnęła go w kark. Od razu stracił przytomność. Złapałam go za szyję i zaczęłam formować pieczęć teleportacji. Zamknęłam oczy. Znowu czułam ostrze śmierci. Uśmiechnęłam się mimo woli. Otworzyłam oczy. Stałam przed drzwiami do biura Kazekage. Zapukałam do drzwi. Gdy usłyszałam,, wejść”, wyswobodziłam prawą rękę i otworzyłam drzwi. Kazekage siedział w swoim fotelu odwrócony do mnie plecami. Kaszlnęłam znacząco. Odwrócił się do mnie.
- Tak. Czego chcesz?- powiedział zimnym tonem. Nic na mnie nie zrobił.
- Przyprowadziłam gnoja , który chciał zabić pańską żonę, czcigodny.- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Ach. To wspaniale!- powiedział po czym szybko wstał z fotela i podbiegł do mnie. Złapał go za szyję.- Kiedy się obudzi?
- Za jakieś dwadzieścia minut. Czcigodny Kazekage mam prośbę.
- Jaką?
- Czy mogłabym go osobiście zabić.
- Dlaczego?
- Bo on brał udział przy ataku na moją rodzinną wioskę.
- Czy coś się stało Liściowi?!
- Nie. Nic się nie stało. Ja nie pochodzę z Liścia tylko z Wiru.
- Tak bardzo mi przykro. Jasne możesz go zabić na moich oczach. A właśnie jak to zrobisz?
- Wyrwę mu duszę.- powiedziałam ze złowieszczym uśmiechem.
- Jak tego dokonasz?
- Jestem uczennicą śmierci. Nauczył mnie tego osobiście.
- Nie mogę się doczekać. I to dla mnie zaszczyt poznać osobiście ucznia samego Boga Śmierci.
- Dziękuje.
Hej ludziska. Mam nadzieje, że notki poprawią wam humor bo u mnie kaszana. Wczoraj pojechałam na płukanie uszu i jestem chora!! Kaszana. Pozdrawia was cała w bólu i śmiechu Ania.
Teraz zauważyłam, że jest też inny rozdział... ale i tak fajny <3
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy. Nie chcę się czepiać,ale wydaje mi sie,że powinno być ANBU a nie AMBU to tyle.
OdpowiedzUsuń