- Kocham cię…- i powróciłam do przerwanego
zajęcia…
Jest 6 listopada, dzień przed wojną. Właśnie idę z Minato do Hokage na naradę
wojenną. To była moja pierwsza narada wojenna. W wirze nie wpuszczano mnie na
nie chodź byłam jednym z najlepszych ludzi. Nie wiedziałam jak mam się
zachować. Zatrzymałam się. Byliśmy już w połowie drogi. Minato podszedł do
mnie, wziął za rękę i pociągnął w dalszą drogę. Przełknęłam ślinę. Przysunęłam
się bliżej niego, puścił moją dłoń , ale za to objął ramieniem i przyciągnął
jeszcze bliżej siebie. Objęłam go w pasie. Pocałował mnie w głowę. Spojrzałam
mu w oczy, zatrzymaliśmy się.
- Boje się.- powiedziałam patrząc dalej w jego oczy. Ujrzałam w nich smutek,
strach, współczucie, ale też lekkie
rozbawienie.
- A czego się boi moja słodka Hanabera?
- Wiesz… ja… jak by to powiedzieć…. Ja jeszcze nie byłam na naradzie
wojennej….- powiedziałam jąkając się. Spojrzał na mnie czule, uśmiechnął się
łobuzersko.
- Nie ma się czego bać. Jeśli chcesz mogę dać ci małą radę. Nigdy nie przerywaj
nikomu kto wypowiada swoją propozycję, nawet jeśli ci ona nie odpowiada nie
przerywaj mu, swoje uwagi możesz podać gdy skończy.
- Dobra, ale wątpię , że uda mi się powstrzymać.- powiedziałam z niepewnym
uśmiechem. Zaśmiał się.
- Nie martw się. Usiądziesz obok mnie a ja będę miał na ciebie oko.- mówiąc to
puścił do mnie oczko. teraz to ja nas pociągnęłam w stronę biura Hokage. Drogę
spędziliśmy w milczeniu. Nie potrzebowaliśmy słów. Byliśmy na miejscu po
czterech minutach. Minato zapukał i nie czekając na pozwolenie weszliśmy do
pomieszczenia. Brakowało jeszcze rady. Zajęliśmy miejsca obok Jirayi. Posłał
nam uśmiech z nad swojej nowej powieści.
- Witam cię diablico. Witaj mój głupi uczniu.- powiedział rozbawiony sannin.
- Zaraz dam ci za tę diablice!
- Witaj Ero-sensei. A ty jak zwykle przy książce? Ech Jiraya.- powiedział
Minato tak samo jak sannin z rozbawieniem. Prychnęłam jak kotka. Nagle drzwi
się otworzyły. Do pomieszczenia weszła banda staruchów. Wszyscy wstaliśmy z
miejsc.
- Możecie usiąść.- powiedział siwowłosy staruch. Usiedliśmy i czekaliśmy na
rozpoczęcie. Saturobi wstał ze swojego fotela, popatrzył na nas, jego
spojrzenie spoczęło na mnie. Uśmiechnął się pocieszająco.
- Moi drodzy. Jak zapewnię wiecie jutro szykuje się bitwa. Chmura i Dźwięk chcą
wojny, a niestety nie chcą dać się przekonać na pokój…
- Wybacz , że ci przerwę Hokage, ale jest coś co oni chcą i możemy się
zastanowić nad oddaniem im.
- Tak, ale chce przypomnieć , że to nie zależy od nas tylko od tej osoby. I właśnie
musimy zapewnić tej osobie najlepszą ochronę.- powiedział poważny Saturobi. Mimo
wolnie westchnęłam , czym skupiłam na sobie uwagę rady i pozostałych.
- Co cię tak nudzi moja droga?- zapytał ten który przerwał Hokage.
- Nic mnie nie nudzi. Raczej denerwuje mnie fakt , że traktujecie mnie jak
broń.
- Ach. Panna jinchuriki się denerwuje. Chce ci przypomnieć , że to przez ciebie
jest ta wojna.- powiedział z pogardliwym uśmiechem. Wstałam z krzesła i
posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Nie do mnie pretensje.
- To do kogo?
- Do tych idiotów z chmury i dźwięku. Chcą mieć dwie osoby, które przeżyły
spotkanie ze śmiercią. A do tego jinchuriki.
- A ty co zamierzasz z tym zrobić?
- Zabić ich wszystkich, przy pomocy kilku technik. A zwłaszcza próbę numer
jeden.
Jeeeej!!! Ale czemu takie krótkie? Czemu?! Głupi, wredny staruch!
OdpowiedzUsuń